Z wizytą na giełdzie samochodowej – sierpień 1986
Dobry wieczór,
obejrzałem sobie krótki filmik relacjonujący sytuację na giełdach samochodowych z 1986 r., który nadesłał mi Michał Piasecki i naszło mnie kilka przemyśleń. Na szczęście mam się nimi z kim podzielić, bo w końcu jest złomnik.
Najpierw jednak zapuścimy film:
Przede wszystkim w oczy rzuca się to, że sytuacja na giełdach samochodowych była na tyle ważnym niusem, że poświęcano jej czas antenowy w dzienniku. Dziś temat nie do pomyślenia. Co kogo obchodzi ile kosztują samochody? Liczy się mama Madzi i Smoleńsk.
Druga rzecz: ceny, które rzuca zarówno pan Wypchło, jak i pan Żuber, tylko pozornie nic nam nie mówią. Wręcz przeciwnie: mówią nam bardzo wiele o ówczesnym rynku wtórnym. Weźmy choćby początek: nowy Maluch na giełdzie (nowy z salonu na giełdzie – dziś absolutnie niemożliwe) kosztował 800 tys. zł. Najtańszy, 11-letni Maluch – 250 tys. zł. W ciągu 11 lat ten model stracił więc na wartości 69%. Dziś spadki wartości dla pojazdów 11-letnich są trudniejsze do wyliczenia, bo mało który model z 2001 r. jest nadal w produkcji, ale wziąłem sobie nowego Fiata Punto za 36 740 zł i jego stary model z 2001 r., wart ok. 6500 zł i wyszło mi, że spadek wartości w tym okresie wyniósł 83% – a to i tak bardzo łagodny przykład, bo nowy Passat z dizelkiem kosztuje 108 tys. zł, a auto z 2001 r. – 14 000 zł, co daje spadek wartości na poziomie 88%. A zatem w PRL-u wysokie wartości początkowe samochodów – w normalnych warunkach podstawowy powód utraty wartości – nijak na nią nie wpływały, a mając auto zawsze można było je sprzedać za dobre pieniądze.
I dalej: Syreny. Samochody odżegnywane od czci i wiary, najgorsze auto na świecie, istny śmieć motoryzacyjny, którego nikt nie chce, była zarazem najtańszym sposobem na nowe auto, które przynajmniej raz na jakiś czas mogło gdzieś pojechać. Średnia miesięczna płaca w 1986 r. wynosiła 24 600 zł. Z tego wynika, że na najtańszą Syrenę trzeba było wydać równowartość dwóch i pół miesiąca pracy. Obecnie w Polsce mediana wynagrodzeń (oszczędzę Wam tłumaczenia co to jest mediana) wynosiła 2640 zł za rok 2011. Za dwa i pół miesiąca pracy można więc kupić sobie 11-letnie Punto, czyli pojazd, który normalnie jeździ i niczego mu nie potrzeba. Pod tym względem na pewno jest znacznie lepiej. Ale z drugiej strony, na porządną Syrenę w dobrym stanie z najbardziej niechcianych roczników 1973-1974 też będziemy musieli pracować ze 2,5 miesiąca.
I jeszcze dalej: klasyki. Czegoś takiego nie było. Dziś samochód 30-letni na giełdzie byłby sprzedawany jako zabytek, dla konesera, stan idealny, wyjątkowy itp. za koszmarne pieniądze.A tu proszę: idziemy na giełdę i kupujemy sobie przeokrutnie zmęczone Renault wannabee-Gordini-Dauphine z tablicami WIR albo Mercedesa Pontona-Kubusia W121 – był to zresztą ostatni moment na zakup tych Mercedesów, w 1989 r. po upadku żelaznej kurtyny Niemcy natychmiast je wykupili i wywieźli do siebie.
I na koniec. Skoro roczna pensja wynosiła 12 x 24,6 tys. zł = 295 tys. zł, to na milion złotych trzeba było pracować ponad trzy lata. A na 12 mln zł – ok. 38 lat, czyli cały okres pracy jednego pracownika. A zatem jedna osoba musiałaby całe życie odkładać średnią miesięczną pensję, nie wydając ani złotówki, żeby na koniec życia kupić sobie balerona W124. Gdyby teraz chcieć wyliczyć taką sumę dla miesięcznej pensji, byłoby to 1,2 mln zł, a więc taka osoba mogłaby sobie kupić nowego Mercedesa CL 65 AMG V12 z paroma fajnymi opcjami. No, to jest skok cywilizacyjny, z tym że ja jednak wolałbym tego balerona, i tego Malucha z 1975 r., a tej Syreny nie chcę nawet za 60 tys. zł.
dziś podano w tv, że jeszcze ponad 200 osób czeka na realizację przedpłat na fiaty126p i 125p a kwota do odebrania to w obu przypadkach mocno ponad 10000 złotych!
Żeby “Kubuś” (inaczej Ponton) był tańszy od W124… co za czasy 😉
A tamtą Renówką to bym się lansował na dzielni, aż rdza unosiłaby się w powietrzu.
Tylko na tą Syrenę za 2,5 pensji trzeba było mieć przydział, inaczej to ją tylko pooglądać można było. Na giełdzie. Zresztą to cudowny czas był, wybrańcy kupowali np. 125p na talon/przydział/widzimisieministra, jeździli nim trzy lata, dostawali kolejny przydział, “kupowali” kolejnego nowego 125p, starego zaś sprzedawali na giełdzie za takie pieniądze,że wystarczało na tego nowego z przydziału i kupa hajsu zostawała w domu na inne niedostępne atrakcje.
A ja wypatrzyłem jeszcze paskudną czerwoną Skode 1000MB
Wszytsko się zgadza, poza tym, że wystarczyło być min. szefem POP PZPR i całe te wyliczenia tracą sens, wicie rozumicie towarzyszu.
:p
Ależ ja bym chciał mieć W124. 200 D. One były tak pięknie ubogo wyposażone.
Wrocławskie Niskie Łąki – piękny tor na którym objechałem Polonezem wszystkie BMW w Klasie RWD…
Filmik już mi znany od jakiegoś czasu, niemniej dobrze było przeczytać do niego opisa na złomniku.
No, widać przecie, że Gordini, po kołpakach widać!
Zasrane to jednak były czasy. Ja to dobrze pamiętam, byłem na takiej giełdzie w okolicach tego roku, kupowaliśmy z wujkiem pomarańczowego malacza. Iluż tam było wyjadaczy przygotowujących auta do sprzedaży! W tej kwestii nic się nie zmieniło. Tylko może technologie odświeżania nieco bardziej zaawansowane.
Dziadostwo Panie!
I z tego filmiku bije i z mej szopy na działce. Tam to, niezrażeni ogrodzeniem terenu menele, wykręcili mi chłodnicę oraz wycięli instalację elektryczną z Trabanta 1.1, który sobie spokojnie w tejże szopie egzystuje…
Chłodnica i instalacja elektryczna – metale kolorowe. Za to dużo piniędzy w skupie – i dużo wina “Leśne” albo “Wiśniowe” w “Biedronce”. Ostatnio “menele” (trzeba z cudzysłowem) ukradli z ogródków działkowych przy ul. Vogla w Warszawie 6 wanien żeliwnych i mnóstwo innego żelastwa. Podjechali ciężarówką. Nocą. Wanny wyszarpywali z ziemi. Potem sprzedali, kupili ropę do fury i wino. Teraz przetreźwieli i czychają na inne żelastwo. Życie jest nierozpoznawalnym chaosem, nic w nim nie jest niemożliwe albo niewiarygodne. Strzeżcie się!
@krzychoo
Teraz czasy są za to lepsze. Żyjemy w końcu za sto milionów Wałęsy, w jednym z trzech milionów mieszkań Kaczyńskiego, na zielonej wyspie dobrobytu Tuska.
Pozdrawiam
Problem z tym ze o ile z takich wyliczen wychodzi ze teraz jest lepiej, co trąci lekko kpt. Oczywistym, to one nie oddaja nawet polowy tego o ile lepiej. Porownujesz pieniadze z gospodarki rynkowej z pieniedzmi PRLowskimi, a tak sie nie da. Tamte pieniadze nie byly prawdziwa waluta i mialy wartosc jakos pomiedzy wspolczesnymi zlotowkami a dolarami z monopolly (wystepujacego w PRL jako nielicencjonowana kopia zwana ‘bankrutem’). Tak naprawde owczesne pensje – gdyby je wyrazic w prawdziwej walucie – byly znacznie, znacznie mniejsze niz to wynika ze statystyk ktore wyliczasz. Czyli bylo duzo bardziej wujowo niz piszesz
Fakt, czasy byly chooojove. Ale nawet w realnym socjalizmie szlo to lepiej rozwiazac. W takiej Czechoslowacji – przez cale lata 80 na ich rynek “pierwotny” trafialo systematycznie rok do roku wyraznie ponad 200 tysiecy nowych samochodow. To ponad 2 razy wiecej na “lebka” niz w tym samym czasie w PRL. Sprawialo to, ze zakup auta po nizszej, “urzedowej” cenie przez szarego obywatela byl o wiele bardziej realny. Nie musze tez dodawac, ze opcja w postaci chocby podstawowej, spartanskiej Skody 105 w wersji S bila na glowe Malucha, nawet w “topowej” wersji FL. Ponadto PRL bodaj dopiero w 1973 czy nawet 1974 roku przegonil w produkcji aut ponad 2,5 raza mniejsza CSRS. Efekt? Tzw. rynkowa baza aut uzywanych na rynku (szczegolnie tych starszych) byla u sasiadow o wiele bogatsza. Szczegolny dramat to “dziedzictwo” lat 60. Jeszcze w 1967 roku PRL wyprodukowal tylko 30 tysiecy samochodow osobowych – po prostu smiech na sali. Nie musze dodawac, ze duza czesc tej produkcji stanowila ukochana przez gospodarza syrena 104. W tym samym roku CSRS wytworzyla ponad 110 tysiecy Skod 1000/1100 MB i troche Tatr 603. W NRD powstalo lacznie 111 tysiecy Wartburgow 353 i Trabantow 601. Widzimy jasno, ze polska motoryzacja osobowa byla w glebokim lesie. I to “dziedzictwo” bylo wyraznie odczuwalne po niemal 20 latach na polskich gieldach.
No ale to znowu oczywistosc. Czechy zawsze byly i sa krajem bogatszym, a jesli patrzysz na przemysl, to tym bardziej bylismy (i jestesmy) w tyle. Jako ze zmiany ustrojow w te i we wte przechodzilismy wspolnie i warunki mielismy podobne, to ten stan rzeczy sie nie zmienil
“Czechy zawsze byly i sa krajem bogatszym” – to niczego nie tlumaczy. Po prostu czeskie komuchy byly bardziej zyciowe i kumate od polskich. Zaraz po wojnie czecoslowacki przemysl aut osobowych tez praktycznie nie istnial. W 1950 wyprodukowano 22 tysiace sztuk. Po prostu Zapotocky, Gottvald, Svoboda i reszta bandy uznala, ze przeciez dobrze jest jak kraj sie rozwija, a ludzie moga miec prywatne auta. Bo to rozwija spoleczenstwo i czyni je bardziej mobilnym. I tak narodzil sie Spartak (Skoda 1200/1201 sedan byla jednak pomyslana jako auto sluzbowe). W PRL towarzysz Wieslaw, co to palil sporty lamane na pol uznal, ze dla ludzi wystarczy co najwyzej rower Baltyk, co najwyzej WFM 125. A samochod to juz fanaberia. I tak to. kiedy u nas niszczono prototyp Syreny Sport jako burzujski, w CSRS budowano z powodzeniem ladne kabriolety. A dzialo sie to w kraju, w ktorym jeszcze w 1962 roku stal najwiekszy na swiecie pomnik Stalina. W NRD podobnie. Wartburgi 311 cabrio, coupe czy wrecz Wartburg 313 kiepsko wpisywaly sie w modelowy sojusz robotniczo-clopski, a jednak je z powodzeniem produkowano. A wiec jednak mozna
mój Tata mógł kupić PF 125 1.5ME z tzw. eksportu wewnętrznego dzięki pomocy Dziadka – kombatanta inwalidy wojennego – ciekawe, że nawet jak miałeś kasę, to jeszcze nie znaczyło, że coś kupisz takie czasy…
@ Harry – pamiętam bony PKO, np. do Pewexu czyli okradanie ludzi z ich zapasów twardej waluty. A Czechy – to właściwie, zaryzykuję, tacy słowiańscy Niemcy – mniej więcej 600 – 700 lat pod ich panowaniem i wpływami kultury, więc czemu się dziwić. taka specyficzna mieszanka: takie cechy jak pracowitość, konsekwencja, kreatywność to jedno (generalnie: jak coś robią, to raczej im dobrze wychodzi). a ich specyficzny walor to z pewnością dystans do siebie i, od czasów wojny 30letniej (kiedy to już ściśle weszli pod but cesarski), niechęć do konfliktów i prowadzenia wojen (mimo, że sprzęt wojskowy zawsze mieli dobry).
@miwo
“niechęć do konfliktów i prowadzenia wojen”
Co wy z tym czeskim pacyfizmem, co za bzdury. Czytalem sporo literatury; widzialem kilka filmow dokumentalnych. W 1938 roku czeskie spoleczenstwo chcialo walczyc. Ale: po pierwsze zostali otwarcie i po prostu zdradzeni i sprzedani przez swych “sojusznikow”. wiec walczyc nie bylo sensu. W 1939 roku Polska walczyla jedynie dlatego, ze wierzono w gwarancje i sojusze Francji i UK, ktorymi mamiono jeszcze w pierwszym tygodniu wojny. skutek znany. Ponadto po Anschlussie Austri sytuacja strategiczna Czech byla tragiczna – odsloniete poludniowe miekkie podbrzusze bez zadnych przeszkod terenowych. Wymarzone do ataku. I trzecia kwestia. W czechoslowackim wojsku 1/3 poborowych to byli Slowacy, tylko czekajacy na secesje swej republiki z federacji. Kilkanscie procent wszystkich poborowych to byli Niemcy i Wegrzy – czy trzeba jeszcze cos dodawac?
@Hooligan
Czeski przemysł motoryzacyjny od początku XXw do wojny produkował i eksportował samochody marki Skoda/LaurinKlement, Praga, Tatra, Aero na cały świat. To raz.
W czasie wojny oczywiście produkcja samochodów była zabroniona, ale na tym samym oprzyrządowaniu i miejscu produkowane były maszyny wojny, a fabryki nie zostały ani zrabowane ani zrujnowane w wyniku działań wojennych. To dwa.
Czesi nie byli podmiotem wyniszczania inteligencji jak Polacy, skutkiem czego sporo kadry inżynierskiej po wojnie wróciła na swoje miejsca pracy.
I pierwsze samochody powojenne (Skody Tudor) były praktycznie lekko zmodyfikowanymi samochodami przedwojennymi.
Niestety polski pseudo-przemysł przedwojenny typu CWS, czy inne montownie chevroleta lub fiata, nijak się mają do czeskiego.
Polska po wojnie nie miała ani kadry ani maszyn, tylko milion ważniejszych potrzeb do zaspokojenia.
@lamelt
marki owszem byly. Tyle ze ich produkcja w liczbach bezwzglednych byla raczej niewielka. Poza tym polska inteligencja “motoryzacyjna” przetrwala wojne – Panczakiewicz, bracia Werner, Okolow, Debicki, Habich, Rummel, Bluemke, Rytel, Pionnier – wszyscy przezyli i po wojnie projektowali polskie samocody, motocykle, ciagniki rolnicze i autobusy.
“Polska po wojnie nie miała ani kadry ani maszyn” – ale od czego licencje? Przynajmniej na poczatek? No przeciez podpisano licencje z fiatem na model 1400 i inne. ale juz pisalem po wielokroc – polskie komuchy byly durniejsze od czeskich i niemieckich. Gdyby Licencja fiata zostala sfinaliwoana, w polowie lat 50 produkowanoby w Polsce niema 40 tysiecy stosunkowo nowoczenych fiatow. A wytwarzano kilka tysiecy Pabied/Warszaw przy wielkich kosztach i marnotrawstwie sil i srodkow, technologiami z lat 30
Polska inteligencja motoryzacyjna: Werner, Habich, Rümmel, Blümke, Rietel, Pionnier. Ja, ja, Volkswagen.
Hooligan, nie wiem czy przyjmiesz to do wiadomosci, ale powtarzasz komunaly i rozne inne bajeczki, typu tego o zniszczonej przez zlego Gomulke Syrenie Sport i innym podcinaniu skrzydeł marzen potencjalnie wspanialej polskiej motoryzacji, zalewajacej swiat tysiacami Fiatow oraz pojazdow konstrukcji Panczakiewicza. Mysle ze nie mozesz tak bezkrytycznie traktowac tresci wyczytanych w ksiazkach Śrubaka.
Mozesz miec wlasne teorie na temat tego kto w polskim spoleczenstwie byl glupszy, a kto madrzejszy od odpowiedniego segmentu czeskiego (czy tez czechoslowackiego) spoleczenstwa, ale nie zaprzeczaj faktom:
Zarowno Czechy, jak i – tym bardziej – Niemcy byli przed wojna duzo bardziej uprzemyslowionymi krajami niz Polska.
Nie wchodzac w dywagacje na temat wojowniczosci przedstawicieli poszczegolnych narodow, Czeski przemysl przetrwal wojne w duzo lepszym stanie, niz polski, zarowno pod wzgledem materialnym, jak i osobowym. To ze jestes w stanie z nazwiska wymienic tych polskich inzynierow zwiazanych z motoryzacja, ktorzy przetrwali wojne swietnie oddaje ich sile 😉
Z piasku bicza nie ukrecisz – jesli Czesi mieli przed wojna duzo bardziej rozwiniety przemysl i na dodatek ten przemysl w wiekszym stopniu przetrwal wojne, to nie rozumiem twojego zdziwienia, ze po zmianie ustroju i u nas i u nich Czechy wciaz zachowaly przewage. Tak samo jak nie rozumiem twojego zdziwienia, ze produkowalismy mniej samochodow niz NRD. Hop! hop! Polska – Niemcy. Niemcy – Polska
@notlauf
Co z tego, ze Dzierzynski byl Polakiem i mial polskie nazwisko? Moze i byli niemieckiego pochodzenia, ale projektowali i pracowali dla Polski. Przed wojna konstruowali (z powodzeniem) maszyny, ktore z powodzeniem mialy zabijac Niemcow. I robily to
@Harry Reems
kto to Srubak, nie znam goscia. I nie wiem o co tobie kaman. Nigdzie nie pisze o podcinaniu skrzydel. Nie traktuje Syreny Sport jako super auta, konkurencji dla Porsche albo Triupha, bo autem byla slabym; Pisze o niej, jako o urzeczywistnieniu pewnej idei. Co w tego, ze przed wojna Polska byla mniej uprzemyslowiona? Nie o to tu idzie. chodzi TYLKO i wylacznie o niechec wladzy do indywidualnej motoryzacji w PRL. Kiedy do wladzy doszedl Gierek produkcja osobowych aut wprost wystrzelila (jakkolwiek z bardzo niskiego pulapu). Bo trzeba bylo woli po prostu. Pewnych zapoznien nie udalo sie zlikwidowac pomiedzy rokiem 1970 a rzeczonym sierpniem 1986 5 w miedzyczasie zalamanie gospodarcze lat 1981-82). Korea Poludniowa w 198O roku wyprodukowala sporo mniej aut niz PRL. No ale tam nikt nie gegal, ze “przed wojna to…”. A w zasadzie przed wojnami. Ponadto dokonujesz pewnej manipulacji – piszesz czeski przemysl, jaky mial on byc rownoznaczny przemyslowi samochodowemu,
@notlauf
Co z tego, ze Dzierzynski byl Polakiem i mial polskie nazwisko? Moze i byli niemieckiego pochodzenia, ale projektowali i pracowali dla Polski. Przed wojna konstruowali (z powodzeniem) maszyny, ktore z powodzeniem mialy zabijac Niemcow. I robily to
@Harry Reems
kto to Srubak, nie znam goscia. I nie wiem o co tobie kaman. Nigdzie nie pisze o podcinaniu skrzydel. Nie traktuje Syreny Sport jako super auta, konkurencji dla Porsche albo Triupha, bo autem byla slabym; Pisze o niej, jako o urzeczywistnieniu pewnej idei. Co w tego, ze przed wojna Polska byla mniej uprzemyslowiona? Nie o to tu idzie. chodzi TYLKO i wylacznie o niechec wladzy do indywidualnej motoryzacji w PRL. Kiedy do wladzy doszedl Gierek produkcja osobowych aut wprost wystrzelila (jakkolwiek z bardzo niskiego pulapu). Bo trzeba bylo woli po prostu. Pewnych zapoznien nie udalo sie zlikwidowac pomiedzy rokiem 1970 a rzeczonym sierpniem 1986 5 w miedzyczasie zalamanie gospodarcze lat 1981-82). Korea Poludniowa w 198O roku wyprodukowala sporo mniej aut niz PRL. No ale tam nikt nie gegal, ze “przed wojna to…”. A w zasadzie przed wojnami. Ponadto dokonujesz pewnej manipulacji – piszesz czeski przemysl, jaky mial on byc rownoznaczny przemyslowi samochodowemu, a to nie prawda. Przemysl samochodow osobowych CSRS byl po wojnie raczej slaby. Dla zobrazowania – przemysl ciagnikow rolniczych w II RP praktycznie nie istnial. Ale wystarczyla wola decydetow, by praktycznie ze zgliszcz zaczac produkowac ciagniki rolnicze i byc ich drugim producentem w RWPG z dwiema fabrykami Ursus i Gorzow Wlkp, Gdzie do konca lat 60 produkowano model C451. Ciagnikow produkowalismy sporo wiecej niz CSRS (A mieli w pewnym momencie az 4 fabryki, nie tylko Zetor w Brnie, ale takze LIAZ – duze traktory 4×4, skoda – male traktory 25 kW i Agrostroj Prostejow (traktorki ogrodnicze 4×4), NRD (3 fanrykin poza Fortscritt Schonebeck takze zaklady Robura w Zittau u jeszcze jakas) i Rumunia (duze zaklady UTB Brasovn konstrukcje wlasne i licencja Fiata). A wiec jednak mozna bylo zapewnic ilosc korespondujaca w wielkoscia kraju i jego potencjalem, coc nie byly to na ogol konstrukcje rodzime (tylko C325/328/330 to wlasny projekt, reszta to kopia Lanza, licecja Zetor albo Massey, ew. wspolny projekt z Czechami – modele ciezkie).
Twierdzisz ze przemysl samochodowy w Czechach byl bardzo slaby w porownaniu z polskim? No coz. Trudno mi z toba dyskutowac, skoro twoja wiara w komunizm jest tak wielka, ze uwazasz, ze to, co sie w danym centralnie sterowanym kraju dzieje jest prostym odzwierciedleniem woli rzadzacych. Najwyrazniej uwazasz ze taki gensek ma moce boskie, tzn jesli ma wole zbudowac przemysl motoryzacyjny, to on “wystrzeliwuje” sobie ot tak po prostu i realia ekonomiczne, historyczne czy spoleczne nie maja tu nic do gadania.
@Harry Reems
Brak zrowumienia tekstu – jakie to polskie
NIGDZIE nie napisalem, ze czeski przemysl aut osobowych byl bardzo slaby w porownaniu z polskim – tym nardziej, ze polski praktycznie nie istnial. Byl slaby relatywnie. A potem stosunkowo intensywnie rozwijany.
“Najwyrazniej uwazasz ze taki gensek ma moce boskie, tzn jesli ma wole zbudowac przemysl motoryzacyjny, to on „wystrzeliwuje” sobie ot tak po prostu i realia ekonomiczne, historyczne czy spoleczne nie maja tu nic do gadania”.
Nie chce mi sie z tona gadac, jak mawial klasyk. OK – przyklad pierwszy z Brzegu – Rumunia. Biedny, rolniczy kraj, ktory za Ceausescu wyrosl na silnego producenta przemyslu maszynowego. Rumuni klepali wszystko. Zwroc przy tym uwage, ze Francuzi sprzedajac im licencie na Renaul 12 pozwolili im produkowac swoj bestseller bez zadnych zmian dokladnie w tym samym czasie co u siebie. Ale do rzeczy – Rumuni klepali Dacie 1100 (R8), Dacie 1300 (R12), Dacie 2000 (R20), oltcita (wspolnie z Citroenem), Aro (licencja GAZa, potem wlasne konstrukcje), te straszne mikrobusy co in nazwy nie moge spamietac, Ciezarowki i autobusy Roman (licencja MAN), traktora na licencji Fiata, kombajny znozowe licencja Laverda, Smiglowce (licencja Aerospatiale) a nawet odrzutowce pasazerskie (licencja British Aerospace). I tyle.
@hooligan
“Zwroc przy tym uwage, ze Francuzi sprzedajac im licencie na Renaul 12 pozwolili im produkowac swoj bestseller bez zadnych zmian dokladnie w tym samym czasie co u siebie.”
W Polsce mieliśmy dokładnie taką samą sytuację i z PF125 i 126. To nas nie było stać na nową technologię 125, fiat niczego nam nie bronił, co zresztą widać w przypadku pf126 a potem już cc itd..
może i sytuacja Czech była nie do pozazdroszczenia w 1938 roku, ale nie zmienia to faktu, że tam jest naprawdę inna mentalność. dobrze to widać choćby w książkach Mariusza Szczygła opisując Czechy i Czechów (choćby “Gottland”).
przypomina mi się taka historia: przez kilka miesięcy mieszkałem w -Pradze, w samym centrum i pamiętam, jak pewnego dnia obchodzono tam dzień pamięci o zniszczeniach wojennych – mianowicie była to rocznica zniszczenia części któregoś z praskich zabytkowych klasztorów (chyba benedyktynów) – to jest główna strata Pragi z II Wojny Swiatowej. i prawda jest taka, że największe straty ludzkie i materialne Czechy poniosły podczas Wojny 30letniej, potem w czasie Wojny 7letniej w połowie XVIIIw. i w końcu trochę jeszcze za czasów wypraw Napoleona (np. Austerlitz). A potem cały XIXw to intensywny rozwój przemysłu na tych terenach (np. von Skoda) i kontynuacja nieprzymusowej, lecz naturalnej germanizacji tych terenów (to zresztą w monarchii C.K. chodziło w różne strony (ile dziś słowiańskich nazwisk w Austrii, ale ile niemieckich w Czechach (np. obecny czeski MSZ – Karel von Schwarzenberg). wystarczy tez porównać siłę i intensywnosc działania czeskich ruchów niepodległościowych w czasie I i II WŚ, a polskich.
odjechałem od tematu, ale słusznie napisał Harry właśnie o przemyśle Czech i Niemiec, a przemyśle polskim – taka, a nie inna historia, kultura i mentalność wpłynęła na to. wystarczy tam pojechać. ma się wrażenie jakby się było w Austrii czy Niemczech, patrząc choćby na organizację wszystkiego i estetykę.
nawet ich filmy czy literatura, w ogóle wytwory kultury są dla Polaka specyficzne – zero martyrologii, mało patriotyzmu – więcej ironii i dystansu, brak pruderii, niski poziom religijności. dopiero niedawno nakręcili jakiś film opisujący walkę czeskich pilotów w bitwie o Anglię.
warto też chyba dodać, że komuna w Czechach nie przyszła od razu po IIWŚ, ale dopiero po obaleniu jeszcze przedwojennego prezydenta Benesa w 1947 roku. i poziom zamordyzmu, donosicielstwa i represji (np. kościoły naprawdę były pozamykane i burzone, jak w ZSRR)) był o wiele większy niż w Polsce, choć z drugiej strony mieliśmy tam wydarzenia 1968 roku, a u nas walk ulicznych aż takich (Poznań 1956) nie było…
w ogóle bardzo lubię Czechów. 😉
… a w tym samym czasie Cytryn i Gumiak kombinowali jak zwinąć dziadkowi syrenkę, żeby gonić nią zające po polach, których w owych czasach na polach właśnie było jeszcze całkiem sporo…
@lamelt
“To nas nie było stać na nową technologię 125, fiat niczego nam nie bronił” – to nie jest takie oczywiste. A nazywanie PF126p nowa technologia, nawet na poczatku lat 70 budzi jedynie usmiech politowania. Nowa technologia w tej klasie to byla Honda N600, ktora z 600 ccm wyciagala 42 konie i byla w srodku o wiele obszerniejsza od malacza.
@miwo
“ale nie zmienia to faktu, że tam jest naprawdę inna mentalność”
to ma byc zarzut? bo moim zdaniem to jednak dobrze, ze ludzie sa rozni. Mieliby byc identyczni? najlepiej jak twoi rodacy?
@ hooligan:
nie, to nie zarzut, to spostrzeżenie, stwierdzenie faktu. notabene, tylko powtarzam za mądrzejszymi ode mnie.
@miwo
No i najważniejsze, a co tu jeszcze nie padło. Czesi to mądry naród o czym świadczy min to, że posiadają chyba ze 41% odsetek ateistów. Też ich bardzo lubię.
mniej straconego czasu na pierdoły = więcej czasu na ogladanie zdjec zardzewialych samochodow w internecie
Mój ojciec w 1984 roku za syrenę 104 dał 42000zł. Mówi że musiał bardzo długo odkładać i ciężko pracować bo był młody a młodzi g…. zarabiali. Syrena była totalnie dziurawa i zajechana, robił jej kapitalkę.
Ciekawe kto kupił to Volvo które było w cenie dwóch mercedesów!
Na filmiku widać też Golfa dwójkę i Kadetta.
Panowie a właściwie młodzieży, “co wy wicie o PRL-u” z opowiadań rodziców , dziadków etc. To trzeba było przeżyc, zobaczyc,byc w tym latami.Dobry mechanik zarabiał w prywatnym warsztacie trzykrotną przeciętną plus “boki”. Nie trzeba było wyjeżdżac “na saksy”, szmal był, gorzej z jego wydawaniem.Dlatego kupowało się “wariackie” auta typu Volvo P-1800, Triumph 2500PI, albo jakiegoś MB-Adenauera.Za cenę nowego Malucha, bo gawiedź wolała nowego śmiecia z Bielsko Białej na durne przedpłaty, niż klasowe 15-20-sto letnie auto.A było tego trochę.Tyle, że trzeba się było trochę na tym znac.
A propos Czechow i ich pragmatyzmu. Ostatnio trafilem na info, które mnie wprost zabilo. Na samym koncu artykulu (numer z maja 1969 roku) z cyklu Poznajemy Samochody autorstwa niezawodnego Zdzislawa Podbielskiego opisujacego Honde N600 znalazłem takie oto zdania:
„Na przełomie 1968/69 roku obiegła prasę wiadomość, że Czechosłowacja zakupiła licencje na budowę samochodu Honda N 600. Fabrykę zlokalizowano w Słowacji”.
Czy ktos z was spotkal się wczesniej z taka informacja? Przeszukalem caly Internet i nie znalazłem nic a potwierdzenie. Przyznam, ze to dla mnie „nius” nie z tej ziemi. Ciekawe czy to prawda, a jeśli prawda, to dlaczego przedsiewziecie nie doszlo do skutku. Bo jeśli by doszlo, to CSRS rządziłaby w calym RWPG jeśli chodzi o produkcje aut. Nie wydaje mi się, aby produkowano mniej niż 100 tysiecy tych autek rocznie. Sam wybor licencji tez jest ciekawy. Autko było wówczas nowoczesne i zaawansowane technologicznie, jednak jakies takie „bez przyszłości” rozwojowej, co potem potwierdzily modele Life i jej następcy. Male, niezbyt funkcjonalne (bagażnik typu szuflada). Produkcja takiego auta, (zwłaszcza napedu) to także wielkie wyzwanie technologiczne na owe czasy – 42 konie mechaniczne z 600 ccm przy 7500 (!) obr/min to nie byle co. Do tego potrzebna tez była produkcja wysokiej jakości olejow, bo Madit czy Mogul, na którym jeździły owczesne Skody raczej był za cienki. Z drugiej strony, mimo swoich minusow, N600 lala pod każdym względem porownywalnego klasowo PF126p, który zmotoryzowal PRL i który był uznawany w zasadzie za auto rodzinne. Lepsza dynamika, właściwości jezdne, wiecej miejsca w srodku przy masie niższej o 50 kg. Pewnie Pepicy eksportowaliby to autko do wiekszosci demoludow. Wyobrazacie sobie tysiące tych Bohemio-hond na polskich drogach? Bo ja tak. BTW – ciekawe po ile wolaliby za nie sprzedajacy na polskich gieldach w sierpniu 1986
“Weźmy choćby początek: nowy Maluch na giełdzie (nowy z salonu na giełdzie – dziś absolutnie niemożliwe) kosztował 800 tys. zł. Najtańszy, 11-letni Maluch – 250 tys. zł. W ciągu 11 lat ten model stracił więc na wartości 69%.”
Tylko że ten 11 letni maluch do niczego się nie nadawał:(
Hooligan, Jerzy Werner i Jan Werner TO NIE BRACIA! Jeśli chcesz mieć obraz warunków pracy, jakie stwarzano przedwojennym inżynierom to polecam książkę >>”Gady” umierają powoli<< Henryka Nakielskiego (na Alle można czasem dostać), ew. któryś z ostatnich numerów Automobilisty, gdzie pisano o inż. Okołowie. Nic dziwnego, że nie mogli pokazać na co ich stać i generalnie poszli pracować na uczelnie i zajęli się teorią.
Wygląd pierwszego reportera jest mega klimatyczny 😀 I ten nieudany montaż (mówią o czym innym a pokazują co innego). No i oczywiście mnóstwo perełek motoryzacyjnych 😀 Kocham tamte czasy 😀