Słowo na niedzielę: rasowy XXI wieku i konsolacja
Dobry wieczór.
Pewien czytelnik złomnika – Marek – którego miałem przyjemność poznać osobiście, powiedział mi ostatnio, że znak na kierownicy mojego Starleta ma głębsze znaczenie i odnosi się do uwielbianych w Japonii w latach 80. wielkich robotów bojowych “mechów” zwanych Gundam. Dzięki temu Starlet jeszcze bardziej mi się podoba. Trzasnąłem nim w ten weekend 250 km i naprawdę jest to kawał konkretnego żelaza. Wprawdzie na zimę kupię sobie Daihatsu Hijet, ale póki trwa lato, to Starlet jest de best. A dlaczego tak się o tym rozwodzę? Bo tenże sam czytelnik Marek przysłał mi dziś wpis na blogu Pawła Dejko, opisujący polskiego rasowego XXI wieku. Nie jest to już Cytryn i Gumiak z ich prostym światopoglądem. To zupełnie nowy rasowy, którego istnienie zauważam od paru lat, ale nikt nigdy nie stworzył jego tak wyczerpującego obrazu jak historia opowiedziana przez pana Dejkę. Szczegółowość detali poraża mnie – w połowie lektury pękły mi oczy, pod koniec zamieniły się w ciemną materię, więc jeśli nie lubicie prawdy, nie czytajcie tego. Nie czytajcie o tym, jak szczytem życiowych aspiracji jest powypadkowy Passat B6 2.0 TDI kombi z dużą nawi, tani domek z prefabrykatów opalany śmieciami i plazma z przekątną 40 cali, na której albo leci Polsat albo Minimini+ (polecam “Mamę Mirabel”). I o ile jeszcze można zrozumieć, że jest grupa ludzi, dla których to właśnie jest sukcesem, to trudno już jest pojąć że ci sami ludzie nienawidzą wszystkich tych, którzy osiągnęli większy sukces i mają BMW X5, a gardzą wszystkimi tymi, którzy tych wartości nie podzielają. Ileż razy byłem strąbiony i omigany światłami za to że w ogóle ŚMIEM jechać Starletem z 1984 r. po tej samej ulicy co cham w czarnym Audi A4. Albo pani w Golfie VI Variant, która dziś zatrzymała się na środku jednokierunkowej, jednopasmowej ulicy na Ursynowie, ponieważ poczuła potrzebę wyjęcia czegoś z torby w bagażniku, a gdy ją strąbiłem, to pokazała mi wszystkie najwulgarniejsze gesty jakie znała. Dziwne, bo gdy jeździłem: aktualnym Jeepem Grand Cherokee, aktualną Toyotą Land Cruiser, VW Touaregiem, czy nawet Passatem B7, to nikt się w ten sposób nie zachowywał. Jednak na przekór rasowemu ja nadal będę jeździł takimi rzeczami, od których będą wybuchać oczy i śmiać się z kursu franka szwajcarskiego.
A w ramach pocieszenia, coś wyjątkowego. Kolejny odnaleziony polski prototyp. Ja zadzwoniłem już do Andrzeja Śrubaka i wiem co to. A Wy?
fot. Paweł Bo
Jutro złomnik nieczynny. Pojutrze – relacja “Poldery, rowery i rdzawe wżery, czyli Złomsterdam okiem złomnika”.
Panie Pawle, moim zdaniem Pan się deklinuje na tej samej zasadzie jak Matejko, a przynajmniej język polski tak sobie życzy.
Mój borze, ten tekst powala. Obawiam się, że jest w nim więcej prawdy, niż się spodziewamy. Z jednym się nie zgodzę- dom tynkowany na biało to w tym środowisku bida z nędzą, najtańszy kolor, na pigment nie stać.
Jakież to smutne. Smutek i nostalgia.
to jednak chyba syrena minivan… przepraszam, za poprzedni wpis, ale mi się we łbie pomieszało od tekstu Dejki…
Jestem w trakcie czytania tekstu p. Dejko (b. ciekawy i smutny), ale jeśli chodzi o typowego Polaka to widzę to w ten sposób:
– ave diesel
– fejsbuk
– kredyt
– papież
– klapki kubota
– wystawka kieliszków w przeszklonym barku
– papież
– co najmniej lacosta
– ipad, iphone, icośtam (nic nie może mieć więcej jak 5 lat)
– fejsbuk
Kiedyś widziałem taki tekst” kupujemy drogie rzeczy, na które nas nie stać żeby imponować ludziom których nie lubimy”. Czy jakoś tak.
Żuk mikrobus z nowym noskiem- i to jeszcze na smutasku, rewelka
@ notlau: prawda – Rada Języka Polskiego już dawno zaleca, jeśli to możliwe, odmienianie nazwisk, nawet obcojęzycznych. skoro to tylko zalecenie, to można się nie stosować, ale na pewno nie jest to błąd.
@ Z. Dyrman: na szczęście moja Ave III D4D jest służbowa, nie dali mi wyboru, uff! 😉
Jeśli to S Mikrobus to wielkie łał, może prawdziwy Sport się odnajdzie.
Zdzisław Dyrman – “Kupujemy rzeczy, których nie potzrebujemy za pieniądze, których nie mamy, by popisać sie przed tymi, których nie lubimy.” O ile sie nie myle to był Tyler Durden z Fight Clubu
Jeżeli to jest Syrena Mikrobus to ja jestem Michał Anioł. Porównajcie sobie np. z tym zdjęciem: http://dayerses.com/data_images/posts/fso-syrena-mikrobus/fso-syrena-mikrobus-02.jpg , Panowie “znaffcy”. 😉
od jakiegoś czasu mam wrażenie, że 3/4 czytelników złomnika to pelikany i łykają wszystko co się napiszę.
Aż zacznę tęsknić do Cytryna i Gumiaka. Przecież to jest straszliwe…
BB Też mi się wydaję, że to żaden prototyp 😉
A co do tekstu to owszem muszę stwierdzić iż zauważyłem takie zachowania w Warszawie aczkolwiek wydaję mi się, że jest to spowodowane nieporadnością i nieumiejętnością przyznania się do porażki ludności napływowej do Warszawy.
W innych “cywilizowanych” rejonach naszego kraju nie rzuca się taki rodzaj polskości wydaję mi się to być za to bardzo charakterystyczne dla Warszawy.
http://www.youtube.com/watch?v=zTRjguCY7do
Ja widzę citroena 4cv z wysypiskiem w środku, a to z tyłu wygląda jak żuk z dorobionym ryjem od skarpety.
Gundamy dalej sa megapopularne, Japonce uwielbiaja mechy. A wracajac do tematu, rasowi powoli wygrywaja – z moich obserwacji 4/5 spoleczenstwa to oni wlasnie.
O Borze Liściasty i Mięsny Jeżu Kolczasty.
Tekst P. Dejki niszczy. I to wszystko cholerna prawda… Całkowicie, totalnie w punkt. To jest prawdziwy “nowoczesny” Polak. Taki, który mówi “wziąść” a gdyby kupował nowy samochód w salonie (rzadki przypadek, ale wśród korporobotów, z których wielu także pasuje do obrazka, się zdarza), oczywiście Paska w Tedeiku, wybrałby srebrny, bo wszyscy inni też tak robią.
Co do deklinacji nazwiska – przypomina mi się taka anegdotka… Otóż większość pracowników call center (do których niestety też należę, gdyż sytuacja na rynku pracy jest jaka jest i bez tytułu magazyniera przed nazwiskiem można teraz co najwyżej na słuchawkę lub stację benzynową… próby zmiany pracy na sensowną i pożyteczną trwają już kilka miesięcy ale effectus wciąż jest nullus) ma poważne kłopoty z odmienianiem nazwisk “nieprzymiotnikowych” (czyli nie kończących się na -ski i -cki).
Telemarketer: Dzień dobry, nazywam się Marcin Wciskacz, firma Wrzudnadupie, czy mam przyjemność rozmawiać z panem Stefanem Nowak?
Klient: Tak, ale ja się deklinuję…
Telemarketer: A, to przepraszam, zadzwonię później.
@ pr: nie Citroen a Renault, Obywatelu.
W pierwszej chwili tekst wydawał mi się trochę przejaskrawiony i naciągany, ale po lekturze całości (w szczególności puenty)… Rozumiem w pełni autora. Przedstawił on jednostronny, ale modelowy obraz młodego Polaka – niestety, często zakompleksionego, żyjącego “naskórkowo”, karmionego serialowymi banałami o korporacyjnych sukcesach i zagubionego w pogoni za marnymi dobrami doczesnymi. Mam takie wrażenie, że wiąże się to też z podejściem do pracy, która najczęściej jest obciążeniem do odbębnienia, jak dawniej szkoła. Dziś nikt nie chce być murarzem czy elektrykiem, każdy chce pracować w wieżowcu, a koniec końców ten murarz czy elektryk po technikum zarabia lepiej od swoich znajomych po ogólniaku.
Mnie boli, że wiele rzeczy w tym kraju dzieje się za wolno, że faktycznie trudno jest znaleźć robotę “po Bożemu”, że w kółko narzekamy. Trudno też wytykać komuś chęć własności (czy jazdę czystym samochodem ;-), każdy ma jakieś aspiracje… Ale z drugiej strony, i tu chyba kłaniają się jakieś zaściankowe kompleksy, brak nam jakiegoś dystansu, zrozumienia dla chęci życia po swojemu. Z jednej strony ludzie oglądają każdą złotówkę, z drugiej zadłużają się przedwcześnie ponad swe możliwości, nie zostawiając sobie żadnego marginesu na przyjemność czy nawet święty spokój, weekendy spędzają na GRYLU (nie mylić ze spędzaniem czasu z rodziną), a przejawy pasji czy samorealizacji uważają za zbędne odstępstwo, bo przecież praca do dar niebios albo klawych znajomości.
– Nie masz konta na Facebooku i telewizora? Jak ty żyjesz?
– Wynajmujesz mieszkanie w Warszawie? No co ty?!
– Masz cztery stare japońskie samochody? JESTEŚ CHORY!
Żyję, co ja, choć tak, jestem chory
Przytoczony wpis jest doskonały, szkoda tylko, ze reszta bloga zupełnie studzi poklask dla autora, bo jest niby na poziomie, a w rzeczywistości- zupełnie po polsku, albo raczej- polaczkowemu. Niestety…
1) Nazwiska się odmieniają, nazwisko Pana Dejki nie jest wyjątkiem. No chyba, że ktoś się nazywa Popescu.
2) Ten jaskrawy tekst jest efektem pewnej bardzo normalnej sytuacji, nie odnoszącej się tylko do Polski. Skala możliwości w innych krajach będzie inna i inne gadżety, ale prawidłowość ta sama. Ta sytuacja to: Większość społeczeństwa to prości ludzie nie mający żadnych zainteresowań, za to sporo kompleksów, które leczą otaczając się zbytkami. A że to trochę ponad stan, to zaoszczędzić trzeba na czym innym. I to ględzenie o pracy…. Fuj, strasznie tego nie lubię.
3) Co macie do Facebooka? Fajny sposób na kontakty ze znajomymi. Daję przykład: Dzięki temu, że jestem znajomym Notlaufa na FB, mam wgląd do wielu ciekawostek.
Być może zasady języka polskiego zezwalają (co nie znaczy nakazują) lub zalecają odmianę mojego nazwiska, ale nie o to tu chodzi. Przyjęło się już (na oko od co najmniej kilkudziesięciu lat), że nazwiska tego nie odmieniamy – przynajmniej my (w obrębie rodziny) i nasi znajomi. Nie wiem skąd to się wzięło, być może jeszcze z czasów kiedy zasady mówiły inaczej, w sumie nigdy tego nie badałem, a jedynie bazuję na tym, że zawsze uczono mnie, żebym swojego nazwiska nie odmieniał.
Osobiście ta odmiana mnie obrzydza. „Dejki” brzmi jak „Dajki” dlatego wolałbym, aby tego nie odmieniać i zostawić tak jak jest. Podobnie jak niektórzy nie lubią swojego imienia i mimo że zarejestrowani są jako Teofil, wolą aby nazywać ich Sławek, bo takie mają drugie imię (i w wielu przypadkach wystarczy sama prośba, aby towarzystwo zamiast cytować akty prawne poszło na rękę koledze).
W poprzednim komentarzu nie chodziło mi wcale o wytknięcie błędu autorowi wpisu (bo wyprzedza mnie o lata świetlne przynajmniej jeśli chodzi o sposób oraz klasę przelewania myśli na teksty na blogu – jak dla mnie czołówka Blogosfery), tylko o podkreślenie, że życzyłbym sobie aby tego w taki sposób nie odmieniać. Źle mi się kojarzy i już, a forma nie odmienna nie jest chyba błędem (a nawet jak ktoś w końcu dojdzie do wniosku, ze jest to wcale nie będzie mi się podobało).
Dodałem bo widzę, że temat odmiany nazwiska się powtórzył w kilku komentarzach.
pokaz mi sok po 1,50 w biedronce to kupię kontener. albo jak kupując 2 zgrzewki piwa za które rzekomo wyszlo 1,50/sztuka co juz daje 36zł za zgrzewkę, a gdzie zakupy inne? a przy kasie wychodzi 54zł 95. brednie takie aby tylko pisać.
ide do biedronki wyrwać paczkę LM rzekomo za darmo… yeah right