Pojechaliśmy na licytację komorniczą – relacja
Uwaga!
Ci, którzy wysłali zamówienia na “Grzybologikę” – dostaną potwierdzenia. Ci, którzy nie zdążyli – zamówią już pojutrze.
Pojawiło się ogłoszenie: Urząd Skarbowy w mieście na L ogłasza licytację na składnik majątku ruchomego pani K., który został zajęty w drodze egzekucji komorniczej. Składnikiem tym był VW Garbus z 1967 r. Cenę wywoławczą oceniono na 525 zł, a wartość oszacowania na 700 zł.
W tej sytuacji nie było innego wyjścia, niż udać się w stałym składzie (ja + pan Miś) w celu zakupu wyż. wzm. składnika majątku ruchomego, nie znam bowiem gorszego sposobu na wydanie 700 zł niż truchło Garbusa z 1967 r. Stwierdziliśmy bowiem, że nawet jeżeli nie uda nam się kupić Garbusa, to po pierwsze, warto pojechać tam z ciekawości żeby go obejrzeć, po drugie zaś, warto pojechać tam z ciekawości, bo nigdy nie byliśmy na licytacji komorniczej.
Droga na miejsce upłynęła nam szybko i prowadziła głównie przez piękne wsie i miasteczka ulokowane na trasie Warszawa-Lublin. Ileż tam jest wspaniałych złomowisk! Ileż rozwłóczonego żelaza leży po polach! Na wysokości Garwolina jest nawet plac, na którym demontuje się busy – kiedy Cytryn i Gumiak wykitują, to pójdą właśnie do takiego raju. A kojarzycie kebab “Pod psem” w okolicach Ryk? To też ta trasa. Gdyby tak człowiek miał więcej czasu i mógł wyeksplorować te wspaniałe miejsca, ileż historii samo by się napisało!
Mgła jak z horroru.
Jest taka miejscowość między Garwolinem a Rykami, w której są światła. I tam, przy tych światłach, stoi sobie malaise-era LeBaron sedan na niemieckich gelbe Schilde (nieważnych). Najwyraźniej ktoś go sprowadził na handel i pewnie wystawi jako jedyny taki amerykański klasyk zobacz. Wartość oszacowania – 1000 zł (pod warunkiem że ktoś jest świrem).
Na miejsce przybyliśmy odpowiednio wcześniej, uprzednio sprawdziwszy adres na gugle mapsie. Na gugle mapsie zresztą widać było nawet Garbusa, który był tego dnia przedmiotem licytacji.
Licytacja odbywała się w dość dziwnym miejscu. Ponoć był to warsztat samochodowy – tak wynikało z opisu na szyldzie przy bramie. Ale zaiste nie wiem, kto zdecydowałby się oddać jakikolwiek samochód do warsztatu mieszczącego się w stodole, na podwórku którego piętrzyły się rozłożone na części graty. Było zimno i wilgotno, i wszędzie było pełno błota, i siąpił deszcz, i było ciemno, choć był dzień, a przed warsztatem, na łańcuchu przywiązany był ewidentnie głodny pies, którego odchody układały się w fantazyjny wycinek koła ograniczony długością łańcucha. Czuliśmy że jesteśmy w Polsce. Aż sobie zjedliśmy z panem Misiem po kabanosku.
Okazało się, że licytacja Garbusa przyciągnęła wielu fanów klasyków – nie wiedziałem że aż tyle osób interesuje się starymi Volkswagenami. Szczególnie wzruszyła mnie obecność grubego laweciarza z Lublina, serce rośnie że są tacy miłośnicy starych aut. W sumie na miejsce przybyło chyba ze 30 osób, więc nasze szanse na wygraną w licytacji oceniliśmy nisko.
Jeszcze niżej oceniliśmy Garbusa, gdy komornik otworzył drzwi od stodoły. Zaiste, egzemplarz ten musiał bardzo wiele przejść w swoim długim życiu. Przede wszystkim kiedyś, dawno temu, został mocno stuningowany zgodnie z obowiązującą w latach 90. modą.
Na wszelki wypadek komornik poinformował, że dokumenty do auta “zagubiły się”, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że co widzę w Polsce jakiegoś taniego Garbusa, to on ma taki bałagan w kwitach, że czasem nawet lepiej już żeby się zagubiły, wtedy może udałoby się jakoś uporządkować ten bajzel. W każdym razie przedmiotowy egzemplarz wyglądał jak miks roku 1967 z elementami dodanymi dużo później, takimi jak siedzenia od zupełnie innego samochodu, nowoczesne lampy, progi oraz oczywiście zaiste szalona kolorystyka stanowiąca połączenie “fioletu rozwodnionej jodyny” z “cygańskim złotem”.
Sporo elementów również już od niego odjęto. Przede wszystkim brakowało jednych drzwi, a nieprzyczepiona niczym maska była nieodwracalnie wgnieciona. Oraz samochód wyglądał na uderzony w przeszłości w prawy bok. Wielokrotnie. Oraz zapewne od bardzo dawna nie jeździł o własnych siłach. Tysiąc złotych, nie więcej – zadecydowaliśmy z panem Misiem. W tym czasie szał wywołany możliwością oględzin przedmiotu już trochę opadł i zaczęły się “dyskusje w kuluarach”, tylko że bez kuluarów, w błocie podwórka w P. Ktoś nas nawet pytał czy po zakupie auto trzeba przerejestrować. No jak się ma autohandel, to nie trzeba. Jak można przyjechać na taką licytację, nie znając podstaw?
Zapewne kiedyś działało
Zapewne kiedyś był piękny
W garażu zalegały też duże ilości naraz skrzyń biegów i kilka silników.
Tak czy inaczej: komornik rozpoczął przyjmowanie ofert. Nie, nie wyglądało to jak na filmach, gdzie aukcjoner mówi tak szybko, jakby strzelał z mitraliezy. Od razu było widać, że Garbusem zainteresowani są dwaj oferenci: przywołany już gruby laweciarz oraz komitywa dwóch typków, którzy prawdopodobnie byli właścicielami lub pracownikami warsztatu. Licytacja była emocjonująca. Zaczęło się od 525 zł. Szybko doszło do 2000 zł. Dwa tysiące za ten sprzęt? Wtem! Dwa tysiące sto zł daje kulturalnie wyglądający starszy pan w kaszkiecie. Laweciarz nie ustępuje. Typki są wyluzowane, a laweciarz spięty. Podbijają się o 50 zł. Cena skacze do 3000 zł. Szaleństwo – ktoś daje 3000 zł za truchło Garbusa bez kwitu? Typki podbijają dalej. Nagle syn laweciarza woła ojca. Typki są coraz bardziej wyluzowane, nawet podają złą cenę, bo licytacja stoi na 3200, a jeden z nich mówi “3150”, drugi rozmawia głośno przez telefon. Licytacja staje na 3250. Trudno oprzeć się wrażeniu, że podbijacze są w komitywie z komornikiem i próbują po prostu wydrzeć z handlarza jak najwięcej. Syn chyba się zorientował, że nie wszystko jest tak dobrze, jakby się wydawało.
Piłeczka po stronie laweciarza. Wszyscy czekają, czy powie “3300”. Komornik mówi niepewnie “3250 po raz drugi…”, następnie spogląda na laweciarza i mówi “no i co?” – a laweciarz na to z uśmiechem “NO I BASTA!!!”. Komornik ma minę jakby zjadł surowego ziemniaka. Po raz trzeci – sprzedane! Lub nie. Trudno powiedzieć, bo natychmiast, w ciągu jakichś 2 sekund, brama zostaje zamknięta i wszyscy się rozchodzą. Teraz pozostaje tylko czekać na informację o ponownej licytacji. Lub nie.
Bardzo nam się podobało, choć zaiste Garbus był niebywałym truchłem i dawanie za niego nawet 2500 zł zakrawało już na szaleństwo, a za 3200 można kupić sobie jeżdżącego i z dokumentami.
Wszystko wskazuje jednak na to, że na pewno pojedziemy jeszcze kiedyś na licytację komorniczą. Daje ona możliwość poznania miejsc i ludzi, co do których nie spodziewałbyś się nawet, że istnieją i dojścia do najgłębszych pokładów rasowości w społeczeństwie. Ja w każdym razie, wracając do rzeczy bardziej przyziemnych, nastawiam się na buty PPHU PIECHUR SC, a pan Miś marzy o wężu ogrodowym – zobaczcie zresztą sami: TU LINK.
I z powrotem do Mordoru.
Cudna wycieczka… Ta mgła Was przypadkiem w inną czasoprzestrzeń nie przeniosła?
Naprawdę wygląda to na inny świat, raczej nie jakiś lepszy.
Ta miejscowość nazywa się Gończyce, a auto LeBaron stoi tam już ze dwa lata i chyba właściciel nie bardzo wie, co z nim zrobić
Licytacja jak licytacja, po co drążyć temat.
Ja czekam na merytoryczne komentarze odnośnie Grzybologiki
W ameryce by licytowali do upadłego, jedyny taki 15 000. Polski handlarz wymiękł już przy 3200
Chyba też muszę się na taką licytację wybrać kiedyś!
A stołki w garbusie to na 90% są ze Scorpio.
Fajna wycieczka czym pojechaliscie bo to chyba był główny powód.
Ciekawe jaki mial kolor w oryginale?? Fajna wykladzina w grochy 😀
“Samochod zakupiony w krajach arabskich” dobre :-D. To jeszcze kombi, o Panie, ale to rarytas!!
Na prospekcie jest jeszcze lepsze zdanie:
“prestige may also be practical” :-D!!
No naoglądali się programów o licytacji za wielką wodą. Swoją drogą wydaje mi się że ten garbus może być dobrym bankiem części bo nakład gotówki na doprowadzenie tego auta do stanu zgodnego z rocznikiem może dojść do kwoty za którą kupimy sobie ładnie utrzymanego garbusa z zagranicy.
tych amerykancow przy tym zlomowisku jest tam ze trzy przynajmniej po drugiej stronie za to duzo jaktajmerow na czesci 😉
w garwolinie byl fajny duzy zlom, ale od czasu obwodnicy umarl smiercia naturalna, szkoda, wszystko tam bylo na wage, jak jezdzilem czasem do warsiawy to zawsze tam zajezdzalem
ja tam lubie lubelszczyzne, nie jest jeszcze tak przesiaknieta plastikowym prestizem
Fajna wycieczka. Swoją drogą, jeśli przy Garbusie w stanie złomu są takie emocje, to licytacja takiego np. Passata B5 musi być dopiero ciekawym wydarzeniem!
…a tymczasem na Słowacji można sobie za 300 EUR kupić całkiem ładnie wyglądającą 75-kę w dizelku:
http://auto.bazar.sk/10969267-alfa-romeo-75-2-0-turbo-diesel
No ale to nie VW przecież…
Bardzo interesująca opowieść – ze złomniczka robi się pomału portal obserwacji socjologicznych, ale to absolutnie w niczym nie umniejsza przyjemności czytania :).
“skaner koloru siwego”, jak dawno nie słyszałem, żeby ktoś na szary mówił siwy
a w warsiawie na wylocie na lublin za tym ostatnim wiaduktem na skrecie w lewo (poczatek tej dlugiej dwupasmowki do Zakretu i dalej) jest po prawej takie fajne zapuszczone podworko z roznymi wrosnietymi “perlami PRLu” ale nie tylko, zawsze tam chcialem zajechac, ale zawsze bylo zamkniete, to jakies “prywatne widzimisie” ? czy jakis parking policyjny czy cos?
ostatnimi czasy cos tam sie przezedzilo….
Osiemsetjedynką jechaliście aby? Znam, jeżdżę regularnie. Ten odcinek w okolicach Sobień (krzywe, popękane płyty) nie zmienia się odkąd pamiętam, a pamiętam jeszcze jak w latach 80. jeździliśmy tam z dziadkiem jego Trabantem. Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek go zrobią, acz uważam, że wątpię. A tak poza tym – uwielbiam tę trasę mimo nawierzchniowej biedy. Po prostu dobrze mi się kojarzy. Ze spokojem i drzewkami.
A Garbus – koszmarny. Dałbym 666 i dopiero wtedy zapewne zastanawiał się, co dalej.
A, nie, jak na Lublin to nie osiemsetjedynką. Cóś mi się pokićkało, że to nią można prościutko dobić do Ryk (Ryków?). Ewidentnie kawa jeszcze nie zaczęła działać.
Patrząc po zdjęciach to jechaliście jakimś młodym żelazem.
Czemu sie nie wybraliście jakimś jaktajmerem xD ?
A ja się zastanawiam czy 1000 to nie za dużo za takiego garba tylko kompletnego i z nowym lakierem ( oczywiście spieprzonym jak tylko się dało ) , stoi to i wrasta u znajomego bo właściciel jak zobaczył dzieło lakiernika chyba pojechał na leczenie do Tworek .
I z innej beczki – ktoś tu kogoś ciśnie http://www.blogomotive.pl/index.php/2014/12/15/455-cala-prawda-o-zbyszku-lomniku-autorze-grzybologiki/
HA! Miałem taką wykładzinę w przedpokoju, jaką był ten Garbus wyłożony.
PS. #1 Dziękuję za naklejkę.
PS. #2 A jaki numer ISBN ma “Grzybologika”, bo nie doczytałem?
Hehe, ten lebarą stoi tam już ponad dwa lata. Albo trzy
A sama licytacja… Janusze w natarciu 😀
Zasadniczo ten garbus to na części ,a jak na części to okolice 800 peelenów.
Byłem na paru licytacjach- w 80 % wszystko ustawione, bez łapki nie podchodź.
Taka Polska.
A widoczki klasyczne , ach ta cudowna wschodnia europa , wszędzie tak samo.
Przeczytałem ogłoszenie o licytacji w Ciechanowie i zagotowały mi się obie szare komórki: jak to właściwie jest? Buty tam sprzedają na sztuki? Po jednym?
Siedzenia ze scorpio Pamiętam tą gruchę do pompowania odcinka lędźwiowego
Mogliście nakręcić remake “Zmienników” – kilogram cukru pudru ukryty w chłodnicy byłby jak znalazł 😉
Skoro Grzybologiki nikt nie komentuje to skromnie wyrażę swoją bardzo pochlebną opinię. Nie przeszkadza nawet nic a nic fakt, iż wiekszość opowieście znałem już z łamów złomnika.
Jedynie scenariusz filmu jako ostatnia historyjka trochę durny. Autor ewidentnie lubi klimaty w stylu “Autostopem przez galaktykę”, ale nie ma co na siłę wplatać lubianych motywów w środowisko C&G, bo to się zwyczajnie gryzie.
Czekam na następną książkę i statystyki sprzedaży Grzybologiki.
Notlauf, weź mnie kiedyś ze sobą. Tylko daj znać wcześniej, bo muszę żony o pozwolenie się zapytać.
Grzybologika pierwsza klasa! Ach ten sarkazm i ta ironia :-D. Idealne polaczenie tragizmu z farsa. Najbardziej dobijajace jest to jak sie czyta co potrafi starosc z czlowieka zrobic. Mam zatem nadzieje nie zgrzybiec predko, bo u niektorych to moze nastepowac nawet przed 50 rokiem zycia.
@Drozda:
Mysle ze nie trzeba specjalnie krecic, samo zycie codzienne w naszym pieknym kraju dostarcza wystarczajaca liczbe gotowych wrecz scenariuszy do Zmiennikow 😀
A ja byłem na “licytacji” kiedyś, gdzie komornik sprzedawał normalnie po cenach wywoławczych, chyba że było więcej zainteresowanych – wtedy prosił żeby się dogadać co do cen i kolejności między sobą najlepiej. Jak nie było porozumienia, to robił szybką licytację i po problemie.
Taki lajtowy jakiś był…
@lordessex
Optymistą jesteś. Widziałem 20-letnich zgrzybialców…
@kaczor
Wyluzuj pachwinę 😉
herbowym przysmakiem Lubelszczyzny jest cebularz zjedliście? warszawskie “cebulaki”, nawet te z Carrefoura to przy nich kapcie polane przepracowanym olejem
Szanowny Złomniku!
Chciałbym zwrócić uwagę że uwaga “Ale zaiste nie wiem, kto zdecydowałby się oddać jakikolwiek samochód do warsztatu mieszczącego się w stodole, na podwórku którego piętrzyły się rozłożone na części graty” jest zupełnie niepotrzebnym kategoryzowaniem społeczeństwa, żeby nie powiedzieć faszyzmem rodem prosto z PIS, względnie wykluczaniem z tego społeczeństwa i tak już wykluczonych. Nie wolno oceniać książki po okładce! Nie wolno oceniać śmietany z Biedronki po przeczytaniu składników na opakowaniu! Ja osobiście naprawiam z powodzeniem samochód u mechanika, który na podwórzu posiada zespolone w jeden niedostępny zespół: 5 szt Fiata 125p, 6 szt Fiata 126p, 3 szt. Skoda 105, 1 szt. MB W126, 2 szt Syreny, niepoliczalne Renaulty Twingo, CC, busy, Passaty,wszystko zarosłe krzakami, a mechanik jest przy tym doskonałym, niedogim fachowcem.
@lordessex:
Ja uważam, że fenomen grzybów ma mniej wspólnego z samym wiekiem, a więcej z epoką, w któej ci ludzie się wychowywali. Mówimy tu o pokoleniu, którego świadomość kształtowała się za czasów stalinizmu. Wtedy uprzejmość I życzliwość były uznawane za przejaw słabości, którą trzeba bezwzględnie wykorzystać. Otwartość na nowe opinie i punkty widzenia też mogła kosztować bardzo drogo. Dlatego śmiem przypuszczać, że późniejsze pokolenie – choćby nawet to dorastające za Gierka – będzie już troche inne. Ale to tylko moja prywatna teoria, czas pokaże.
A tak w ogóle, to nie zachowałem się, przepraszam. Przede wszystkim dziękuję za Grzybologikę, na którą z wielką przyjemnością wydałem 5 zł. A i tym co nie kupili- polecam. Najbardziej podobał mi się szeroki wstęp do Grzybologii- który opisuje to co się z nami wszystkimi stanie już niedługo. No chyba że się postaramy.
Nigdy nie byłem zapiekłym przeciwnikiem PiSu‚ wbrew temu co jest modne w środowiskach w których się obracam. Podobnie jak nigdy nie byłem jednoznacznym wyborcą PO.
laweciarz przyją postawę Mirka-Handlarza, tylko mniej elegancki.
Hły hły, tak w temacie ostatniej dyskusji na temat posiadania broni w Polsce:
http://www.wykop.pl/link/2295548/nazwac-go-szeryfem-drogowym-to-malo-kompletny-debil-toyota-yaris-sbe-77796/
😀
A ja sobie skomentuje naklejki ostatnie pana Z.Dotarły takie jakie miały być ale pojawiły się dylematy.20 lat to niby poważny wiek dla samochodu… kurcze ale większość bryk na mym osiedlu oscyluje w przedziale 15-20 a jak się wyjedzie na miasto (zgrzybiałe Bielsko) to na nikim taka naklejka z wiekiem wrażenia nie zrobi.To nie warszawka czy inne centrum świata gdzie jest pogoń za prestiżem i lansem.Tutaj każdy jeździ tym na co go stać.Tak więc na razie pozostaną w kopercie.
Szanowny Złomniku
Czytając Sz. Pana zdroworozsądkowe artykuły w najmniejszym stopniu nie podejrzewam żadnych sympatii politycznych. Moje uwagi to tylko trawestacje z https://pl-pl.facebook.com/MWizWO . Pozdrawiam.
Fabrykant
Faszysta i Komunista i mizoginista z PiS i PO i Złomnika jednocześnie.
@Szczepan Kolaczek:
Zapewne jest w tym sporo prawdy, choc ja rozumiem zgrzybienie po prostu jako pewien rodzaj demencji starczej i mentalny zastoj rozwoju.
@StahW:
To i 20 latkowie juz moga zgrzybiec??
@lordessex
Niestety.
Uwagi Szczepana są bardzo trafne, ale nowe pokolenie ma tendencję do oczekiwania Instant Gratification, co z kolei bierze się z używania internetu. Po co samemu ruszyć d…, skoro można półleżeć w fotelu i spod warstwy chipsów, które nie trafiły do otworu gębowego sięgnąć do klawiatury i wygooglać sobie dowolną rzecz…. Widziałem sporo takich młodych osobników, którzy – niczym Rewiński w kabarecie Tey w latach 70-tych – najchętniej po szkole poszliby od razu na emeryturę.
U nas z firmie z kilometra poznać ekipę jeszcze z eFezEMu – zachowanie, sposób myślenia, intrygi i wszelkiego rodzaju z złośliwości ją jedyne w swoim rodzaju
A gdzie jest wpis z procedurą zamawiania grzybologiki? naklad wyczerpany? tam był adres, gdzie wysylac zamowienia i to zniklo, a ja chce. Na jaki adres pisac teraz?
Czy mogę zamówić od razu 3 formaty w tej jednej cenie?
a pojazd koszmarny. Na złomie w Błaszkach stoją lepsze, tańsze i na chodzie.
Chciałem kiedyś jechać do Zgierza na licytacje Lublina. Teraz już wiem, że muszę to zobaczyć na żywo! Grzybologika połknięta wczoraj wieczorem. DO PEAKO SOBIE PAN ZADZWOŃ!
@lordessex
Zgrzybienie to stan umysłu a nie wieku. Znam gościa w wieku tuż przed 30-stką – tak zgrzybiałego grzyba ciężko znaleźć wśród 70-80 latków 😛 On wszystko wie najlepiej. On WIE, że wszystkiemu są winni Żydzi, pedały itd. itp. Każda dyskusja z nim, choćby dotyczyła problemów z regulacją LPG w jego Lanosie sedan (no bo czym innym mógłby jeździć?) schodzi na politykę. Nowoczesny, przyzwoity smartfon jest beznadziejny nie dlatego, że się wiesza, źle działa, słabo trzyma na baterii czy coś. Jest beznadziejny, bo on nie umie go używać. itd. itp.
A jak już przy dyskusji o grzybieniu jesteśmy. Jak dla mnie główną przyczyną tego zjawiska jest brak jakiejś pasji. Czegoś co pozwala zająć umysł i nie dać mu sposobności zgrzybieć. Czasem jest to dłubanie w garażu (ale takie dla przyjemności, a nie “bo trzeba, żeby się nie zepsuło, a zepsuć chcą pewno Żydzi”), czasem czytanie, czasem szydełkowanie, czasem jeszcze coś innego. Z moich prywatnych obserwacji wynika, że najczęściej grzybieją ci, którzy nie mają co zrobić z wolnym czasem.
@StahW:
Tego sie wlasnie najbardziej obawiam ze staniemy sie powoli takim “uposledzonym” spoleczenstwem na wzor amerykanskiego i bezwolna masa co lyknie kazda bzdure wyczytana w internetach.
@Yossarian:
Matko Boska, nie zadzroszcze nikomu kto musi na co dzien z tego typu osobnikami obcowac, samemu mozna przy okazji “zgrzybiec” :-D. Spiskowa teoria dziejow oczywiscie, wszyscy wokol winni za jego wyimaginowane problemy.
Cos w tym jest, bo zwykle pracownicy naukowi, umyslowi duzo rzadziej grzybieja, choc i tu wyjatki sie zdarzaja.
Ten słynny Garbus z Lubartowskiej aukcji, po całym okoliczym “hajpie” jaki zdobył spodziewałem się tłumów licytujących, choć nie spodziewałem się aż takiej ceny. Po tyle to chodziły Honkery Straży granicznej, albo VW T4 post-policyjne.
Swoją drogą, lubelskie tak już wygląda, wystarczy zjechać parę kilometrów z głównej drogi… i takich mechaników z mikrozłomem na podwórkach jest na pęczki. 😀
ja tez mam zalazek zlomowiska na “podworku” (glownie w stodole) i nie widze w tym nic zlego, wrecz przeciwnie, staram sie miec do kazdego posiadanego -drugi w czesciach najczesciej z rozebranego z najwazniejszych elementow jakiegos na zlomie za cene = waga tego co sie powykreca. niewatpliwa zaleta tego jest fakt, ze jak cos sie zepsuje, to zawsze taka czesc jest i nie trzeba na nia czekac i wydawac na nia polowy ceny calosci gratow wydlubanych na zlomie no i nie trzeba sie zanadto przejmowac, dziury? nie bede jechac przeciez 10km/h skoro mam wahacze 😉 tlumik? ee w zapasie sa ze 2, nie pali jeden gar? eee i tak jest silnik w zapasie 😉 w zwiazku z czym eksploatacja Cinquecenta kosztuje rocznie nie wiecej jak z 400zl (nie liczac kosztow paliwa rzecz jasna) a zapas czesci ciagle rosnie no bo jak tu nie kupic kompletnego dzialajacego zespolu napedowego 900i za 200zl?? no grzech nie kupic 😉 oczywiscie nic z tego nie trafi sie kiedy akurat bedzie potrzebne, wiec trzeba kupowac jak jest, i w okazyjnej cenie, (jak sie takowy pojazd na zlomie trafi) kiedys sie na pewno przyda, i przydaje sie na bierzaco
@benny_pl
I tym samym koszta lecą grubo powyżej 400zł rocznie bo kupujesz ciągle to nowy złom “bo się kiedyś przyda”. Szach-mat 😉
Raz kupiłem Garbusa (Z PAPIERAMI z 1964 (ORYGINALNY!)). Jego cena wywoławcza wynosiła 2,5tys. Kupiłem go za równe 50% ceny wyjściowej. Miał oczywiście gigantyczną ilość wad, ale dojechał do Krakowa z SOmalii. Po 3 miesiącach i podreperowaniu poszedł do Lublina, gdzie zapewne otrzymał drugie życie. Najlepsze jest to, że jako rocznik 1964 nosił wszelkie znamiona zgodności papieru z stanem faktycznym. Jedyne co nie grało, ale to akurat już wtedy nie był duży problem, to silnik od MEX’a. Po tym Garbusku uznałem, że jeśli jeszcze kiedykolwiek będę chciał mieć Garba to tylko 1302 lub 1303. Zawias na “rurowisku” kontra MacPherson – wynik jest absolutnie jednoznaczny.
Nie rozumiem tego zaznaczania w artykule, że auto nie ma papierów. Przecież po licytacji komorniczej nie musi mieć. Wystarczy kwit od komornika i już można iść rejestrować (o ile stan na przegląd pozwala). To samo tyczy się pojazdów kupionych od policji i wojska.
Jutro licytujemy też Garbusa, ale z 2001 roku. Pabianice. Cena wywoławcza 5500 zł 😉
Ten LeBaron to tak naprawdę New Yorker. Za furę w opłakanym stanie i bez dokumentów właściciel winszuje sobie 4500. A przynajmniej tyle winszował w lutym.
http://opcwaw.blogspot.com/2014/02/pojechalismy-po-new-yorkera-relacja.html
Tak, jednoznaczny – rurowisko. Jedno i drugie prowadzi się jak na*ebana 17latka, a na rurowisku wygląda o niebo lepiej. No i można zawsze machnać volksroda 😀
hmm trzeci komentarz moze tym razem sie uda – co z tym nr ISBN o ktory ktos pytal wczesniej?
Z licytacjami miałem do czynienia gdzieś tak z 10,15 lat temu. Trzeba najpierw zaznaczyć, że na I licytacji żelazo idzie za 75% wyceny, a na drugiej za 50%, tzn. taka jest cena wywoławcza. Wówczas staje się dosyć jasne, dlaczego licytacje na któych szło 5, 10 czy 15 fur szczelnie obstawione były Mirkami.
Mirki wcześniej między sobą ustalali, kto co bierze, aby nie wprowadzać zamętu oraz niepotrzebnie nie podbijać ceny. Wiadomiks, dziś wszyscy jedziemy na licytację tu, jutro tam – każdy zarobi, nie ma napinki. Na licytacje pojedynczych aut chadzali rzadziej, wiadomo, czas to piniądz i przecież nie ma sensu się rozdrabniać pojawianiem się gdzie nie wiadomo czy się zarobi. Na dobry i drogi samochód zawsze można się umówić z komornikiem indywidualnie.
Zabawa zaczyna się wówczas, gdy między Mirkami pojawi się zagubiona Postronna Osoba Zainteresowana (dalej: POZ). POZ bywa odpędzany już na wejściu grubym słowem, o obwodzie grubszym nawet niźli miejce, w którym tułów co większych Mirków styka się z głową. Grube słowo bywa poparte obietnicą naruszenia nietykalności cielesnej, co już często wystarcza dla usunięcia się POZ z parady. Komornicy z reguły patrzyli na to przez palce, o ile nie dochodziło do rękoczynów faktycznych, to nie reagowali. W końcu Mirki zapewniają stały popyt na licytowane dobra.
Bywa jednak, że POZ jest twardy a nie miętki i dopycha się oglądać żelazo, szykując się w blokach startowych do licytowania (na przykład – z życia wzięty – Cienkusia za 4500). That the spirit! Mirkom zdarza się wówczas wobec POZ przyjmować ton pojednawczy, a nawet zachęcający za pomocą banknotu (na przykład ich rolki o objętości 1000, kontynuujemy przykład z Cienkusiem). Zachęcający do tego, żeby POZ się oddalił, rzecz jasna; Mirki wszystko sobie ustalili, podzielili, zaparytetowali i udział POZ tylko przeszkadza, już nie tylko w wyrwaniu bryki, ale także w wyliczeniach, ile tym razem się komu należy.
Pada cena wywoławcza. Pan komornik zezując na POZ zaprasza do tzw. postąpienia. POZ postępuje o [ileśtam ale mało] peeelenów. Co robią Mirki? Ano, z reguły, nic. Przecież nie będą się z frajerem licytować jak frajerzy, jutro będą inne licytacje. POZ odjeżdża, cały, zdrowy, zadowolony, żegnany zawistnymi splunięciami Mirków. Kurtyna.
Tak to wyglądało. Licytacji nieobstawionych przez Mirków bywało niewiele; licytacje ustawione rozpoznawało się łatwo – jeżeli po pojawieniu się POZ komornik bez podania przyczyn odwoływał licytację, można stawiać dolary przeciw orzechom, że jej przedmiot dawno został zaklepany. O ustawkach poważniejszych i faktycznie bijaniu POZ słyszałem jako o legendzie lat 90.
Tak jak pisałem, sprawy w dużym mieście stały tak gdzieś 2000, 2005. Miło słyszeć, że nadal można sobie poobserwować folklor handlarski w działaniu.
Jak dla mnie natomiast uwaga Szczepana jest zupełnie nietrafna. W mojej ocenie to czy ktoś uprzejmość i życzliwość uznaje za słabość nie zależy praktycznie w ogóle od tego czy ktoś wychował się w czasach stalinizmu, Gierka, czy w okresie III RP. Jak dla mnie to czy ktoś uprzejmość i życzliwość uznaje za słabość zależy przede wszystkim od innych czynników, jak choćby podejście rodziców, czy rzeczy związane nie tylko z wychowaniem, jak choćby typ osobowości. Zresztą, poznałem mnóstwo osób które nie pamiętają w ogóle PRL, a uprzejmość i życzliwość uznają za słabość w większym stopni niż jakikolwiek znany mi starszy człowiek
pytam z ciekawości – ostatecznie to Twoja własność intelektualna, powinna być zabezpieczona – pomijam kwestie podatków, legalności itp itd
Odpowiadam
Podatki zostaną rozliczone na zasadach ogólnych.
ISBN nie jest obowiązkowy.
Nie należy być zbyt dociekliwym w sprawach‚ które nijak nas nie dotyczą.
nie wiem skąd te nerwy tym bardziej, że sam pdf od Ciebie kupiłem – pytanie wynikało z faktu braku tego numeru (fakt, nie jest obowiązkowy, ale wtedy podatek jest liczony wg. innej stawki) i tym samym np. braku możliwości udowodnienia, że jesteś autorem tj publikacji – przecież naziwsko w niej zamieszczone jest fikcyjne – życzliwy januszbiznes albo jemu podobny mógłby próbować wydać Twoją prace jako swój produkt. Do tego dochodzi np. zainteresowanie banku licznymi (pare tysięcy?) wpłatami na konto osobiste
Ja miałem do czynienia z licytacją sprzętu komputerowego, niespecjalnie interesującego. Komornik, jak pisałem, był lajtowy, chętni byli niezbyt liczni i bez większego napięcia w pachwinach.
Drogi Notlaufie, ludzie pytają – czy nie lepiej by było przywrócić stronę Grzybologiczną i napisać tam, że chwilowo wysyłka wstrzymana z powodów technicznych i że wszyscy chętni zostaną obsłużeni?…
Znalazłem coś takiego : http://www.spidersweb.pl/2014/12/zlomnik-grzybologika.html
Bardzo dobrze ujęte , nic dodać , nic ująć .
Sorry , ale mam pytanko co do Grzybologiki.
Jak zamawiać ta publikację bo jakoś nie mogę znaleźć tej instrukcji.
Merci beacoup ala montain .
@radosuaf
Szkoda, że diesel, bo całkiem przyzwoicie wygląda w tym przypadku stosunek cena/jakość 😀
Obecnie licytacje komornicze wyglądają nieco inaczej niż to Ostrovitz opisał. Często bywam z ojcem, gdyż ten 95% swoich samochodów na handel kupuje właśnie w ten sposób.
Obecnie na KAŻDEJ licytacji na początku następuje próba dogadania się pomiędzy chętnymi przed rozpoczęciem licytacji. Po prostu – chętni do zakupu pytają innych chętnych, czy dadzą do podziału jakąś kasę w zamian za odpuszczenie, albo czy przyjmą xxx zł i sami sobie odpuszczą i nie będą podbijać ceny. Oczywiście wszystko z dala od oczu i uszu komornika. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę stado tak zwanych “koni” (którzy często stanowią i 90% uczestników), którzy i tak nic by nie kupili, ale liczą na kasę do podziału. Ba – często przyjeżdżają całymi rodzinami/grupami znajomych, żeby więcej kasy z podziału wyciągnąć.
No i tak w 1/3 przypadków wszyscy się dogadują i jedna osoba kupuje za cenę wywoławczą (ewentualnie + 1 lub 2 podbicia), a w 2/3 jednak jest walka i tu fakt – czasem w ferworze walki cena potrafi nieźle poszybować w górę. Szczególnie, jak trafi się ktoś, kto chce auto dla siebie a nie na handel.
Przypadków agresji nie stwierdziłem, szczególnie w stosunku do “POZów”. Jeśli już to pomiędzy “Mirkami”, którzy dobrze się znają i mają czasem jakieś prywatne zatargi.
PS. Mój ojciec to nota bene Mirek Na szczęście tylko z imienia
http://allegro.pl/citroen-bx-kombi-1-8td-dla-wielbiciela-modelu-i4880654831.html
Jeśli to jest “śladowa ilość korozji” – to mój benek jest NIERDZEWNY :)))
O czym to ja miałem… aa, Grzybologikę wchłaniałem spokojnie i ze zrozumieniem, aż nagle bohater Grzesiek mnie kompletnie rozmordował. Przez niego nie dało się na raz. Artykuł sponsorowany u Blogola też niezły. Brakuje jeszcze tylko opinii Kaczego!
Gruchę miałem w Scorpio, ale to było 20 lat temu. Nie pemiętam jak to krzesło wyglądało. Potem taka grucha występowała mi w Mondku, wraz z elektrycznym sterowaniem wysokością siedzenia. reszta funkcji krzesła była manualna. Taki ford ficzr był to przedziwny, albo coś źle pamiętam. To było 18 lat temu.
Dobry wieczór.
Siedzę na złomniku praktycznie od początku i muszę autorytatywnie stwierdzić, że panżeś, panie Tymonie jest celebrytą. Objawia się to w następujący sposób: masa chamów ostatnich, najczęściej anonimowych, albo nie publikujących komentarzy wcale tylko kombinuje jak szanownemu autorowi dop…..lić.
Tego to serdecznie współczuje, natomiast książka: palce lizać. Najbardziej podoba mi się historia z Grzesiem, generalnie obserwacje socjologiczne są genialne. Ostatnio to tu nawet nie wchodzę czytać o autach, tylko o społeczeństwie i je obserwować poniżej artykułów. Częsciej jak ludzi widuje samochody, od siódmej rano do dwudziestej trzeciej je naprawiam, lakieruje, sprzedaje częsci, jeżdżę i nie marzę o niczym innym, żeby na kucyku pony jeździć po zielonej dolinie pełnej kwiatów. Samochody to zło.
Dobry wieczór.
uhuhu, jaka rozbieżność zdań, opowiadanie o Grzesiu kontrowersyjne.
Dobry wieczór.
Najbardziej to mi psa w tym wszystkim szkoda :/. Ciekawe kto jest jego właścicielem, dziwie się ludziom, którzy biorą zwierzę, a potem porzucają… ale to temat na inny czas, nie dokończyłem poprzedniej (i nie dokończę, bo nie mam czasu – przykro mi), więc nie zaczynam następnej.
Mogę natomiast powiedzieć co nie co na temat wystrojów warsztatów – bywają i jeszcze gorsze, zapewniam, i ludzie zostawiają całkiem drogie auta – no ok, może nie ludzie 😉 – handlarze. Głównie są to lewizny, zabunkrowane tak, by nikt się nie kapnął, do tego masa kabli z allegro i jedziemy. Jak już raz pisałem, najlepszą aparycję ma ASO – oddzielenie warsztatu od “strefy klienta”, doradcy serwisowi, kawka – oczywiście wszystko ma odbicie w cenie, poza tym nikt nie wypije więcej niż 2 filiżanek :). Niestety, dla większości warsztatów niezależnych to niepotrzebne koszta, więc wygląda to “trochę” inaczej – ale i tutaj jest w czym przebierać, od warsztatów z płytkami na podłodze, jasnymi pomieszczeniami i porządkiem, a klepiskiem z drewnianą nadbudową.
Ja wiem, że każdy jakoś zaczynał, ale naprawdę… nawet drewniak nie musi straszyć, a gdy chcemy jakoś klientów przyciągnąć musimy przynajmniej trochę o wygląd dbać – teoretycznie fachowiec może robić i w stodole, ale żeby miał jakąś opinie, to trochę aut musi przerzucić, choć po wsiach często zaczyna się od traktorów, potem auta i jakoś idzie. W mieście jednak jest inaczej, trzeba trochę w wygląd zainwestować, mało kto przyjedzie do rozpadającej się rudery.
Na trasie Kielce-Lublin jest fajny zajazd – Jack – co prawda ostatnio się trochę popsuł, ale nadal można tam dobrze zjeść (okolice Annopola), lubię go bo zalatuje trochę latami 90, ale tutaj to akurat plus.
Ktośu, jeśli będziesz w okolicach Siewierza, to polecę również bardzo 90-ty lokal dla kierowców w Chruszczobrodzie. Możesz tam spożyć całkiem niegłupiego chłamburgera i popić go kawą ze szklanki, “z gruntem”.
Mam takiego piesa, co był niechcianym elementem spadku i istniał sobie w zasypanej hovnami klatce. Najlepsza psia-psiółka, chociaż już jest grzybem i nawet koty ma głęboko w tłumiku.
Jakby ktoś tamtego zgarnął ze sobą, to się pewnie nikt nie obrazi.
Nie komentujcie grzybologiki, bo ja nadal nie dostałem i mi żal okrężnicę ściska !!!!!
@Ostrovitz
Może Ty nam sprawisz “mirko-pozo-komorniczo-logikę”? Czytałem z zapartym tchem
Wystarczy spojrzec zeby sie zorientowac ze to nie jest vw z 67.
Tomasz: ja juz pisalem pod poprzednim artykulem ze swietna, fakt ze koncowe ze 40% jest znane kazdemu czytelnikowi Zlomnika, ono pewnie jest gratis 😉 najfajniejsza ta nieznana czesc – grzybo-socjo-logiczno-techniczna wspaniale
Problem w tym, że ten garbus przy 67 nawet nie stał. A emocje lat 90′ na nim sie znajdujące, to już inna para kaloszy…
Książka – palce lizać! Pochłonąłem! Czekam na dalsze części lub kolejne publikacje autora. Dla dodania autorowi motywacji proponuję ogłosić przedpłaty na kolejne wydawnictwa – ja wpłacam w ciemno!
To nawet nie jest miks 67′ rocznika. To po prostu dużo nowszy Garbus, można poznać np. po wlewie paliwa.
Dwa rzędy słupków i próg zwalniający chronią… chodnik w Śródmieściu. Mieszkańcy nazywają go muranowską “linią Maginota”. Administrator zapewnia, że dzięki tym wyjątkowym zabezpieczeniom ujarzmił niesfornych kierowców, parkujących w tym miejscu pomimo zakazu.
Dzięki, pomyśleć, że miałem tam się przejechać zobaczyć to cudo . Idealne story na kolejny odcinek słuchowiska nomen omen “W Jezioranach”.
Widzę, że komornik też z “tamtego świata”. Sprzedaje głośniki i radio “Pionier” – choć jak wiadomo prawidłowa nazwa to “Pioneer”
sa tez radia Pionier 😉 w Polsce bylo taich kilka produkowanych:
lampowe bakielitowe w paru wersjach
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pionier_(radioodbiornik)
a potem tandetny tranzystorowy drewniany Pionier-stereo:
http://obrazki.elektroda.net/9_1214467508.jpg
byl tez radiobudzik Pionier:
http://dajar.w.interia.pl/images/p012_1_10.jpg
no i byly tez chinskie radiomagnetofony samochodowe Pionier, ten dosc popularny:
http://images2.fotosik.pl/121/94156267a65d6a4d.jpg
chociaz bylo ich duzo, wszystkie to strasznie tandetne szumofony
Widziałem komentarz, że 1000 to gruba przesada… ja bym tego nie wziął za darmo.