Stulecie I wojny światowej – zdjęcia zmotoryzowane
Informacja parafialna: wykupiłem OC od szkód w życiu prywatnym. Dokonałem tego przez internet u ubezpieczyciela oferującego usługi “direct”, kosztem 50 zł za rok. Od dziś jak wjadę w kogoś na rowerze, to ubezpieczyciel ma problem.
Dokładnie wczoraj minęło sto lat od momentu, kiedy w tragicznie zorganizowanym, choć ostatecznie udanym zamachu, zginął arcyksiążę Ferdynand Habsburg-Lorraine d’Este. Życie zakończył w wieku 39 lat w Sarajewie, a jego śmierć jest nie tylko uważana za początek I wojny światowej, ale też bezpośrednio powiązana z samochodem.
W dzisiejszym wpisie historycznym, do którego zdjęcia zeskanował i podpisał Grzegorz “Buckel” (za co bardzo dziękuję), pooglądamy sobie nie tylko Graf & Stifta, w którym zginął arcyksiążę (samochód istnieje do dziś), ale także liczne inne pojazdy zmotoryzowanej armii austro-węgierskiej sprzed stu lat.
Ferdynand w dniu swojej śmierci jechał Graf & Stiftem, co było prestiżowe, ponieważ Graf & Stift był pierwszą austriacką marką wytwarzającą automobile na masową (jak na owe czasy) skalę. Historię o klątwie dotyczącej tego konkretnego egzemplarza można znaleźć w kilku różnych wersjach – w każdym razie przyjmuje się, że od czasu zamachu samochód ten miał co najmniej piętnastu właścicieli, z tego połowa zginęła, a reszta miała pecha innego rodzaju (np. szef ochrony arcyksięcia F, hrabia Harrach, oszalał i zmarł w przytułku dla obłąkanych), samochód miał również 6 lub 7 wypadków, w tym z ofiarami śmiertelnymi – raz przejechał nawet dwóch chłopów idących po drodze, a kierowca auta wypadł z samochodu i uderzył głową w drzewo ginąc na miejscu. Trochę nie wierzę w klątwę tego pojazdu – bardziej w to, że jego konstrukcja powodowała, że prowadził się totalnie nieprzewidywalnie. Mianowicie Graf & Stift (nie należący zresztą do arcyksięcia, tylko wypożyczony na okazję tego przejazdu), miał… przedni napęd. Był to jeden z pierwszych samochodów z tym rozwiązaniem. Niezbyt dopracowanym – po wciśnięciu gazu furę nagle prostowało i na skręconych kołach szła prosto jak Subaru Impreza z wywalonym zawiasem. Nic dziwnego, że dość trudno było go opanować. A że nie było pasów bezpieczeństwa – przy byle ostrzejszym manewrze kierowca wypadał z auta łamiąc sobie kark.
Od tego też zdjęcia zaczniemy. Potem będą inne.
W chwili zamieszczenia tego zdjęcia na złomniku, od jego wykonania minie sto lat i jeden dzień z dokładnością do pół godziny. Franciszek Ferdynand ruszy za chwilę z sarajewskiego ratusza w swoją ostatnią drogę. Para arcyksiążęca widoczna jest ponad maską Gräf & Stifta z rejestracjami z Krainy. Samochód w którym zginęli, również Gräf & Stift, rocznik 1910, można oglądać do dziś w Heeresgeschichtliches Muzeum (Muzeum Historii Wojskowości w Wiedniu).
Od początku wojny stan dróg stał się problemem. Ponadto w Monarchii Austro-Węgierskiej jeżdżono po różnych stronach drogi. Dopiero wraz z wybuchem wojny nakazano jeździć po lewej. Samochód jest zarejestrowany w Galicji („S”).
Ochotnicy przy swoich automobilach. Pierwszy cały widoczny z prawej to FIAT, drugi Laurin & Klement. Minęło 100 lat i obie marki nadal są popularne w byłej monarchii A-W.
Pozyskiwanie wody do cieknącej chłodnicy austriackiego pojazdu wojskowego na Bliskim Wschodzie.
Na długi gwizd kręcić korbami!
Na mostach obowiązywało ograniczenie prędkości do 6 km/h, jak widać nie bez powodu.
Hybryda to nic nowego – Austro Daimler Generatorauto z haubicą marki Škoda, konstrukcji Ferdinanda Porsche. Prądnicę napędzał sześciocylindrowy silnik o pojemności 20,3 litra. Moc zestawu wynosiła 150 KM. Nie zachował się żaden egzemplarz.
Ciągniki artyleryjskie Austro-Daimler. Sam ich wygląd raził wroga.
Brak mostów był poważnym problemem, a głębokość brodzenia załadowanych ciężarówek nie zachwycała. Tutaj prawdopodobnie przeprawa przez Dunaj.
Nietypowo zaparkowana ciężarówka NW, zarejestrowana w Wiedniu.
Brak wyszkolenia kierowców dawał się armii austriackiej mocno we znaki. Nawet jeśli pozyskało już się ciężarówkę od prywatnego przedsiębiorcy, to bardzo niewielu żołnierzy miało w ogóle pojęcie jak ją prowadzić. Wielu z nich wywodziło się ze wsi i nigdy nie widzieli na oczy takiego pojazdu.
Ciężarówki zapomnianej marki WAF (Wiener Automobilfabrik) – dziś powiedzielibyśmy że to małe pickupy.
Samochód ciężarowy wpadł do leja po bombie wskutek zerwania łańcucha napędowego i braku możliwości hamowania. Hamulców przedniej osi przecież nie było.
Liceum Osuchowskiego w Cieszynie (wtedy gimnazjum) było siedzibą Głównego Dowództwa Armii Austriackiej. Samochód nieznanej marki.
Cieszyn (Śląsk Austriacki). Automobiliści gotowi do służby. No, powiedzmy że gotowi.
Dywersanci rozpinali stalowe linki w poprzek dróg. Stalowy kabłąk zapobiegał ścięciu głów pasażerów.
Ciągłe problemy z tymi mostami.
Zbiórka darów dla żołnierzy na cieszyńskim rynku. Samochód zarejestrowano w Karyntii.
Pokraczne sanie motorowe nie pomogły wygrać wojny.
Praga (Czechy). Klepanie resorów w stajni.
Korpus automobilowy z Pragi walczy nie z wrogiem, ale z galicyjskimi drogami. Foszty ułatwiające jazdę przez błoto były obowiązkowym wyposażeniem ciężarówek. Jeśli udawało się pokonać 3 mile austriackie w ciągu godziny, to był duży sukces. Dodajmy, że “mila” w Austro-Węgrzech miała 7585 m, czyli 4000 sążni. Ale głupi ci Austriacy.
Ciężarówka Puch ze znienawidzonym centralnym reflektorem. Nic nie oświetlał, tylko zasłaniał widoczność i niestety pozwalał dojrzeć taki pojazd z bardzo daleka.
Jutro też przewidziałem wpis gościnny, a w środę – holenderskie sery i złomu od jasnej cholery, gdyż znowu jadę na 2 dni do Amsterdamu. Mam nadzieję na przejażdżkę Cantą LX.
OC w życiu prywatnym mamy zwykle w każdej polisie mieszkaniowej.
“W chwili zamieszczenia tego zdjęcia na złomniku, od jego wykonania minie sto lat i jeden dzień z dokładnością do pół godziny. Franciszek Ferdynand ruszy za chwilę z sarajewskiego ratusza w swoją ostatnią drogę. ”
Kto jeszcze przeczytał to głosem Wołoszańskiego?
Z tym “to ubezpieczyciel ma problem” to uważaj. Ubezpieczyciele robią zwykle
różne klauzule wyłączeń w OWU. Przy OC na rower/OC w życiu prywatnym wyłączają najczęściej odpowiedzialność za uprawianie sportów ekstremalnych (nie definiując co to jest), starty w zawodach (włącznie z zawodami amatorskimi o uścisk dłoni sołtysa) i zarobkowe wykorzystywanie roweru.
A potem próbują pod to różne rzeczy podciągać, bo przecież jazda rowerem w godzinach pracy to pewnie jazda zarobkowa, jazda w gminnych zawodach dla dzieciaków to to samo co start w Tour de Pologne, a jazda jezdnią to niemal sport ekstremalny 😉 Do tego ubezpieczyciele nie znają się na rowerach, więc bywają karygodne błędy w wycenach strat na tych pojazdach. O tym wszystkim dowiedzieć się można dopiero przy ewentualnej szkodzie. Póki płacisz i szkód nie masz, będzie wzorowo 😛
Swoją drogą to to ubezpieczenie strasznie drogie… Ja za samochód zapłaciłem 300zł, a szkody i realne prawdopodobieństwo wypadku jest znacznie znacznie większe..
Ooo, chętnie bym poczytal w bibliotekach cyfrowych gazety motoryzacyjne sprzed stu lat. Lub przynajmniej zwykle dzienniki piszace sporo o motoryzacji. Ale niestety nie znam żadnych tytułów. Może ktoś podrzuci trochę tropów?
Na większości zdjęć po dzwonie pozuje cały batalion i okoliczni wieśniacy. Przez sto lat nic się nie zmieniło – wypakowałeś? Szybko, wal fotę!
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/t1.0-9/10455856_888797557801404_7213661164715362133_n.jpg
Mniam mniam ale i tak nie jeździlbym .
Te bryczką jakoś mnie nie robią .
Mimo że dla mnie Witold Rychter to idol.
Wygląda na to, że stalowe linki rozpinane w poprzek drogi to jednak bardzo stary “wynalazek”… :/
Generatorauto jest poprostu urzekający. Te felgi, ten silnik, to miejsce kierowcy. Jeździłbym.
a te generatorauto to miały silniki diesla czy benzyniaki?? W ogóle jak to wtedy z tymi silnikami było w autach osobowych i ciężarówkach??
ach, te austriackie kepi w wersji oficerskiej. tak bardzo mi się zawsze podobało. w wersji polowej, podobnie jak stahlhelm 1916 tak bardzo podobne do tego, co później miał Wehrmacht. 😉
IWŚ i jej niewyobrażalnie (by nie rzec: absurdalne) wielkie kalibry broni artyleryjskiej, czego dowodem owa haubica Skody.
Zdaje się, że w tym Cieszynie z austriackiej komendantury na zdjęciu wychodzą sojusznicy z Niemcowni, gdyż albowiem CK oficerowie chyba nie mieli pruskich pikielhaubów.
—
Jakże to wszystko się zmienia. Dziś właściwie osobówek w Austrii nie robią. Ale jest powiązana z FCA MagnaSteyr (ale część ciężarówkowa Steyr należy do MANa), Puch chyba robi Gelendy (nawet kiedyś pod swoją marką), Graf & Stift jest chyba częścią MANa również.
—
Burmistrz Sarajewa też znalazł się po wszystkim w wariatkowie. Okazało się, że cierpiał biedak na syfilis i po tym wszystkim jeszcze mu się pogorszyło…
Wydaje mi się, że silnik diesla wynaleziono dopiero w 1920 albo 21 roku. Na pewno pierwsza osobówka z dieslem to był mercedes z chyba 1938.
Za to bardzo możliwe, że miały silnik tzw. średnioprężny, czyli a’la Lanz Buldog, z zapłonem od gorącej głowicy.
Te sanie motorowe przypominają radziecki pojazd do jazdy w ekstremalnym terenie – podobne “świdry” zamiast kół:
http://www.youtube.com/watch?v=RbDe5dEu07I
A poza tym świetny wpis! Więcej takich!
@Szara Wołga
Silnik według pomysłów Rudolfa Diesla uruchomiono w 1893. Choc pierwszy pojazd faktycznie zrobiono w 1922 (traktor Benz Typ 6)
Na wielu z tych zdjęć pięknie widać tzw. masywy czyli “opony” z pełnej gumy. Coś, co było ogniwem łączącym koła sztywne i ogumienie pneumatyczne (i jeszcze przetrwało do dziś w niektórych wózkach widłowych).
Wyobrażam sobie zdziwienie owych wieśniaków gdy musieli nagle prowadzić taki monstrualny wehikuł :-D. Podobnie bym się pewnie czuł jakbym musiał sterować Jumbo Jetem 😀
Największą inwencję twórczą przejawiali chyba panowie z Freikorpsu Ehrhardt Brigade budujący na podwoziach tych ciężarówek Panzerwageny jakimi nie powstydziłaby się nawet Drużyna A 😉
Chłopcy od Ehrhardta byli w pewnym sensie protoplastami McGyvera.
Z tego co wiem (choć mogę się mylić), napę przedni miał tylko Graf&Stift skonstruowany w 1895r. przez Josefa Kainza, który wyglądał jeszcze trochę jak bryczka. Późniejsze modele, w tym 5,8-litrowy 28/32 z 1910r., użyty przez arcyksięcia do przejażdżki po Sarajewie, miał klasyczny napęd tylny (wałem Cardana, który jeszcze nie był wtedy oczywisty, bo łańcuchy trzymały się wciąż mocno), Ale powtarzam, mogę się mylić. Z ową klątwą też czytałem, że to często powtarzany mit, i że auto bardzo szybko po wojnie trafiło do Muzeum Wojskowego. Nie wiem, jak było naprawdę, ale za bardziej prozaiczną wersją świadczą wg mnie plamy krwi pary arcyksiążęcej, które choć mocno wyblakłe, są widoczne na tapicerce do dziś. Nie sądzę, żeby kolejni właściciele nie zechcieli ich usunąć, choćby przez wymianę poszycia siedzeń. Ja np. nie chciałbym jeździć z zakrwawionymi fotelami…
@Szara_Wołga – diesel został wynaleziony w XIX wieku, ale dopiero w latach 20-tych dostosowano go do napędu ciężarówek (w firmie Benz, wciąż niezależnej od Daimlera, gość który nad tym pracował był Francuzem i nazywał się Prosper Orange). Pierwszy diesel w osobówce to był Mercedes 260D z 1936r. (model 230 z silnikiem Diesla). Na tej samej wystawie zaprezentowano też Hanomaga Rekord Diesel, ale w sprzedaży pojawił się on później, dlatego pierwszeństwo ma Daimler-Benz. Przed wojną z dieslami eksperymentował też Peugeot, ale do produkcji seryjnej nie doszło.
Nie pałą miłością do przedwojennej i wcześniejszej motoryzacji, ale zawsze miałem sentyment do nieparzystej liczby reflektorów. Poza tym sanki z napędem śrubowym ryją czosnek. Trollowałbym kuligi za traktorem na kaszubach.
Złomnik zbacza w kierunku oldtimerów! To… dobrze!
P.S. Bo mało o nich wiem a chyba lubię klimat pionierskich czasów.
Czy to: http://olx.pl/oferta/saab-9000-griffin-kon-95-turbob234l2-3benzautomanglik-CID5-ID2PHyd.html#fe406d3e45 jakiś nowy styl literacki?
Z tego co pamiętam pierwszy wielkoseryjny pojazd z silnikiem Diesla to ciężarówka MAN.
Takie OC mozna sobie wsadzic, wlasnie frajersko straciles 5 dych.
@Kris: to jeszcze to sobie pooglądaj http://www.loc.gov/exhibits/empire/gorskii.html oraz http://www.loc.gov/pictures/search/?st=grid&co=prok
W krajach niemieckojęzycznych nazwą “Gymnasium” nazywa się szkoły na poziomie naszego liceum. Czyli niemieckie Gymnasium to nie polskie gimnazjum
>>> Swoją drogą to to ubezpieczenie strasznie drogie…
>>> Ja za samochód zapłaciłem 300zł, a szkody i realne
>>> prawdopodobieństwo wypadku jest znacznie
>>> znacznie większe..
OC w życiu osobistym nie jest ograniczone do rowerów. Założeniem jest pokrycie szkód wyrządzonych komuś przypadkowo. Stłukłeś u znajomych wartościowy wazon? Jadąc wózkiem z zakupami podrapałeś przed marketem jakiegoś Mercedesa? Twoje dziecko na rowerku wjechało w kałużę i ochlapało futro przechodnia?
Zwłaszcza, kiedy ma się dzieci – można sobie wyobrazić wiele sytuacji, w których powstaje nieumyślna szkoda. Cena ubezpieczenia jest przede wszystkim zależna od kwoty (maksymalnej kwoty wypłacanej poszkodowanemu) i od ilości osób ubezpieczonych, więc można ją dopasować do swojej sytuacji.
Oczywiście możliwe, że w wielu ubezpieczeniach będą klauzule wykluczające, ale wystarczy wskazać agentowi, że potrzebne jest ubezpieczenie na rower (czy inne) i udokumentować to pytanie i odpowiedź pisemnie. Wtedy agent staje się odpowiedzialny za wprowadzenie w błąd, jeśli ubezpieczyciel nie pokryje szkody.
P.S. Nie jestem agentem ubezpieczeniowym, nie mam z tą branżą nic wspólnego.
Przepaść dzieli te szacowne zabytki od słynnego Chevroleta CVT http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Two_lrdg_patrols_meet5.jpg
@Cooger,
ja prdl, choć mam sentyment do 9000, nie dałem rady przeczytać nawet 1/10.
Tak mi się przypomniało, że Franciszek Józef miał samobieżną bryczkę już w ostatnim dziesiątku XIXw. W pamiętnikach Johana Straussa (syna, +1899) jest wzmianka o tym, że na kilka lat przed śmiercią, kiedy został zaproszony do pałacu cesarskiego, przysłano po niego taki wehikuł. Kompozytor, mimo oporów, wsiadł… 😉
Zajebisty wpis, cudne zdjęcia!
Ależ bym jeździł ciężarówką w armii austriackiej, dolewał do chłodnicy wody z rowu i kręcił korbą z przodu.
.
budus2 – jak kiedyś zobaczę w telewizorni regularny program prowadzony przez Notlaufa, nawijającego surowym tonem a to o kei-vanach, a to najgłupszych moto konstrukcjach – umrę szczęśliwy 😉
Fajne ma felgi ta haubica Skody podpięta do Austro-Daimlera i ciekawą konfigurację podwozia.
fajne i ciekawe podobnie fajne jest lotnictwo 1w.ś. wszystko kiedys bylo takie proste i dzialalo!
apropo fatuma – kolegi ojciec opowiadal czesto ze jego kolega to mial takiego Duzego Fiata ktory zawsze gasl na przejezdzie kolejowym i przestraszony kolega musial go spychac z tych torow, ile w tym prawdy nie wiem bo majac takiego Fiata wciskal bym przed przejazdem sprzeglo i przejezdzal chocby sila rozpedu, albo naprawil w koncu pewnie uklad zaplonowy 😉 bo tez nie wieze w zadne “fatumy” itp. czary
Żeby nie było tak lajtowo- co do działa marki Skoda:
“Ukończona w 1910 roku austriacka Skoda, kalibru 305 mm, posiadała przewagę (nad Kruppem- przypis mój) ze względu na jej większą mobilność. Poruszana ciągnikami, przy rozłożeniu na trzy części, składające się z lufy, łoża z mechanizmami, oraz przenośnego fundamentu, mogła przebyć dziennie 25 do 30 km. Zamiast opon na koła zakładano gąsienice, które w owych czasach opisywano jako budzącą lęk “żelazną stopę”. Na stanowisku baterii montowano przenośny stalowy fundament, do niego przymocowywano łoża i mechanizmy, a do nich lufę. Cały proces trwał 40 minut. Demontaż mógł być dokonany równie szybko, co zabezpieczało działo przed ewentualnym zdobyciem go przez nieprzyjaciela. Można było nim obracać w płaszczyźnie poziomej w prawo lub w lewo pod maksymalnym kątem 60 stopni, a jego zasięg wynosił 10 km. (…). Liege było odcięte od świata (oblężone- przyp. mój). Gdy wielkie czarne armaty dotarły do przedmieścia, skąd mogły objąć swoim zasięgiem forty, przybycie tych monstrów widzieli tylko miejscowi mieszkańcy. jednemu z nich wydały się one podobne do “ogromnych przekarmionych ślimaków”. Ich przysadziste lufy, pogrubione cylindrycznymi mechanizmami oporopowrotnymi, obrastającymi ich tyły jak guzy, kierowały w niebo swe wielkie jak pieczary paszcze. Późnym popołudniem 12 sierpnia jedna z nich została zmontowana i nastawiona na fort Pontisse. Jej obsługa, nosząca grube osłony na oczy, uszy i usta, leżała płasko na brzuchu w oczekiwaniu na wystrzał; odpalenie uruchamiano elektrycznie z odległości 300 metrów. O 18.20 pierwsza detonacja zagrzmiała nad Liege. Pocisk wzniósł się łukiem na wysokość 1200 metrów i po minucie osiągnął cel. Po wybuchu uniosła się na trzysta metrów w górę stożkowata chmura kurzu, gruzu i dymu (…) Załogi belgijskich garnizonów fortecznych słyszały przerażający gwizd przelatujących nad głowami pocisków, w miarę zaś nanoszenia poprawek celowniczych odczuwały za każdym razem bliższe detonacje, aż w końcu w narastającej atmosferze grozy, z ogłuszającym hukiem pociski zaczęły eksplodować wprost nad nimi, a ich twarde stalowe głowice przebijały beton. Padały jedne po drugim rozrywając ludzi na strzępy, dusząc ich wytwarzanym siłą wybuchu dymem. Sklepienia zapadały się, blokowały się korytarze, ludzie popadali w “histerię, a nawet szaleństwo od strasznego lęku przed następnym strzałem”.”- cytat: genialne “Sierpniowe Salwy” Barbary W Tuchman.
Generatorauto – jestem oczarowany.
A co do samochodowych fatumów – kiedy kupiłem swojego kaszlaka (pf 126p)(początek lat 90 ubiegłego wieku – ale się stary poczułem) to w poniedziałek pierwszy raz jadąc nim do pracy na środku ronda sobie wesoło prychając zgasł. Po przeturlaniu go przez rondo wesoło odpalił i bez przygód dojechałem do pracy.
We wtorek historia się w 100% powtórzyła – gotów już byłem uwierzyć w fatum, ale przeczyszczenie gaźnika skutecznie go uleczyło.
niezle, ciekawe ile ton prochu trzeba bylo zeby taki ogromny pocisk wystrzelic
“szkoda” ze nie ocalalo zadne z tych dzial, ciekawe co sie z nimi stalo
@zlomnik: Franciszek Ferdynand zmarł w wieku 50 lat, a nie 39.
Franciszek mógł se mrzeć kiedy chciał. Mówię o arcyksięciu. Dyskutuj z moim podręcznikiem do historii ze studiów…
Jakieś chyba 16 lat po zrobieniu pierwszego zdjęcia (w tym wpisie) mój dziadek zrobił sobie prawko i zaczął cisnąć po Zakopanym jakąś ciężarówką (no kiedyś dawno mówił jaką, ale…. wtedy na to nie zwróciłem uwagi…). Niemniej te 16 lat później auto dalej było w polskiej krainie rzeczą rzadką, więc podczas IWW musiały często robić “łaaał” w galicyjskich wioskach.
A niecałe 80 lat od pierwszego zdjęcia zacząłem studia w dawnych koszarach imienia arcyksięcia ale niestety innego – Rudolfa (ale Rudolfa jak mnie pamięć nie myli też zabili).
Pocisną bym sobie takimi autami, żeby sprawdzić co przez te 100 lat się zmieniło. Czy oprócz dodania fullwypasów i miliona lampek coś jest inaczej. Zawieszenie troszkę inne, silniki te same (no bez wtrysku tylko – ale generalnie i tak robimy powrót do przeszłości – patrz elektryczne + inne hybrydy), ale generalnie bym się przejechał.
Absolutnie F*E*N*O*M*E*N*A*L*N*Y wpis.
Dziękuję panu Bucklowi (Buckelowi?) oraz oczywiście złomnikowi.
Jutro 72 rocznica rozpoczęcia bitwy pod El Alamein.
http://ww2today.com/wp-content/uploads/2012/08/open-car-churchill-in-desert.jpg
http://middleearthminerals.com/html/images/Egypt/2010/Al%20Alamein/3-Ton_Ford_Supply_Truck.jpg
http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/10/23/article-0-006C911C00000258-731_634x453.jpg
@benny_pl Ależ przetrwało, przetrwało! W muzeum wojska w Bukareszcie- do obejrzenia na żywo. http://pl.wikipedia.org/wiki/30,5_cm_mo%C5%BAdzierz_obl%C4%99%C5%BCniczy_vz._11_%C5%A0koda
Trochę zawód, bo spodziewałem się, że ktoś skrobnie “Ten niezidentyfikowany samochód ze zdjęcia to…” 😉
fabrykant: to zupelnie co innego niz na tym zdjeciu przeciez
http://i1231.photobucket.com/albums/ee502/zlomnik/interiery/wielkawojna/skanuj0024_zps8ec75b83.jpg
@notlauf
Franciszek Ferdynand Habsburg-Lotaryński d’Este (ur. 18 grudnia 1863, w Grazu, Austria, zm. 28 czerwca 1914, w Sarajewie, Bośnia) – jednak 50, nie 39..
Nie znam się na działach. Tylko na cytatach z lektur. Podpis był że Skoda- proszę kierować pretensje do podpisującego. Może to po prostu jeszcze większy Krupp 420mm? Tego musiały ciągnąć zaprzęgi złożone z 36 koni. Poza tym wszystkie te działa miały podobnież po kilka wersji i modyfikacji, podobnie jak nie przymierzając śp. Renault 12 (patrz- Złomnik).
Czytajcie uważnie, “Prądnicę napędzał sześciocylindrowy silnik o pojemności 20,3 litra. Moc zestawu wynosiła 150 KM. Nie zachował się żaden egzemplarz.” – nie zachował odnosi się do ciągnika, nie armaty.