zlomnik.pl

Home |

Fura na niedzielę: Warszawa pana Eugeniusza

Published by on March 09, 2014

Jak ja uwielbiam takie historie. Za zgodą Roberta ze stowarzyszenia “Nasz Tor” (LINK DO PROFILU) publikuję ją w całości:

Około roku 2000 gdy prace nad moją Warszawą nabierały rozpędu potrzebowałem kolejnych części. Jednym ze sposobów na ich pozyskiwanie było dawanie ogłoszeń. Dla nieco młodszych dodam, że był kiedyś taki okres gdy nie było Allegro. Doskonale pamiętam telefon od Pana Eugeniusza. Przyjeżdżaj pan, mam trochę gratów do Warszawy na pewno się dogadamy. Mam też wszystkie Motory od początku wydawania. Po kilku dniach byłem już w okolicach Krosna w gospodarstwie pana Eugeniusza. Na początek zaprezentował mi swoją Warszawę. otworzył stodołę, podpompował ręczną pompką, wsiadł do środka i po kilku obrotach zagadała. Silnik chodził naprawdę równiutko. Dumny właściciel opowiedział jak 1958 roku odbierał ją osobiście ze Stalingradzkiej w Warszawie jako kierowca Huty Krosno. Przez kolejne lata przemierzał tę drogę wielokrotnie. Przez blisko 10 lat przejechał nią przeszło 350 tys km. W tym czasie Silnik przeszedł 2 naprawy główne. Po zakończeniu służby w Hucie Warszawa została odkupiona przez pana Eugeniusza, który nadal ją użytkował dość intensywnie. Tym samochodem przywoził swoje dzieci z porodówki, jeździł na wczasy z rodziną a także dojeżdżał do kolejnej pracy do Sanoka, gdzie pracował w Autosanie jako kierowca testowy autobusów. W latach 70. samochód przeszedł jedyny remont lakierniczy. Ponieważ blacharka była utrzymywana w doskonałej formie wystarczyło odnowienie lakieru. Kolor pozostał bez zmian.

Czasy mijały a Pan Eugeniusz ciągle miał swoją Warszawę. Gromadził sporo części ponieważ wiele osób wiedząc czym jeździł przynosiło mu swoje zapasy. Na strychu zgromadził naprawdę wiele. Warszawą ciągle jeździł, mimo zaawansowanego wieku, nigdy się jej nie wstydził, zawsze o nią dbał a ona odwdzięczała się bezawaryjnością mimo przebiegu ponad pół miliona kilometrów. Słuchałem tego wszystkiego z otwartymi ustami, jego słowa były niczym zaklęcie, które pozwalało przenieść się w odległe czasy. Chłonąłem każde słowo zapominając o prawdziwym powodzie mojego przyjazdu. Wiedziałem, że dla samych opowieści warto było przejechać pół Polski. Przeszliśmy do szopy, gdzie wyjmował z szafy kolejne skarby: atrapę, reflektory asymetryczne, tylne lampy, nowe blachy…. W pewnym momencie brakowało mi słów. Także przy wycenie tego dobra moja mina się nie zmieniła. Wracając do domu byłem naprawdę zadowolony i wiedziałem, że na pewno tam jeszcze wrócę. Przy kolejnej wizycie zaproponował mi sprzedaż Warszawy za naprawdę dobre pieniądze, powiedział, że wie, że będzie miała dobrze. Ja niestety jako dumny posiadacz Warszawy z tego samego rocznika nie byłem nią zainteresowany mimo ceny, którą stale obniżał przy kolejnych spotkaniach, Dziś tego żałuję, wiem jednak, że Warszawa trafiła w dobre ręce.

Just cruisin’

Zawsze na “dolniaku”!

Do Pana Eugeniusza przyjeżdżałem jeszcze wielokrotnie, za każdym razem ciesząc się na samą myśl o spotkaniu. Pan Eugeniusz chyba również lubił jak przyjeżdżali do niego młodzi ludzie, którzy z uwagą słuchali jego słów. Niestety mimo usilnych próśb nigdy nie zostaliśmy na noc i nie piliśmy z nim wódki. Nigdy też nie zdążyłem pojechać do niego swoją Warszawą, którą znał tylko ze zdjęć, Nie zobaczył również pick-upa, któremu kibicował i udzielał rad z punktu widzenia osoby, która kiedyś kilka takich złożyła. Kilka lat temu, gdy zadzwoniłem, dowiedziałem się, że Pan Eugeniusz miał wylew i jest sparaliżowany. Nie mógł rozmawiać. w 2012 zmarł pozostawiając po sobie wiele ciepłych wspomnień i samochód, który był jego życiem. [‘]

Niestety nie miałem nigdy przyjemności spotkać pana Gienia. Mam jednak kilku znajomych, którzy do niego jeździli i kupili od niego kilka drobiazgów do samochodów lub motocykli. Wszyscy wspominają, że był najbardziej pozytywnym starszym panem, jakiego spotkali. Mam nadzieję, że jeździ w niebie swoją Warszawą po gładziutkich autostradach, a cylinderki hamulcowe nigdy mu nie ciekną.




Comments
tomko Said:

Ostatnia fota mistrz. Złomniku, grzyb wyłamujący się z trendu :-)


tora Said:

Perelka mam nadzieje ze taka pozostanie.I nikt jej nie zdemoluje kladac nówke metalica.


fan Said:

Smutny wpis. Aż się łezka w oku zakręciła. Fajnie, że pamięć o Panu Eugeniuszu nie zaginie w czeluściach internetu dzięki takim wpisom okraszonym takim zestawem unikatowych, wspaniałych zdjęć z epoki.


pr Said:

Czy to jest właśnie wcielanie w życie idei złomnika?


Andziasss Said:

Czytam, czytam i myślę Złomnik trolluje trol jeden, ale czekaj…
Znaczy Warszawa była na tyle dobrą konstrukcją, że pół miliona? Że po służbie przyzakładowej nadawała się do odkupienia i jazdy? Że firmowy kierowca dbał o służbowy pojazd? Że nie zeżarła jej podstępna rudość? Wygląda, że to zasługa Pana Eugeniusza, który istotnie dbał. To była jego praca i życie. Kierowca-świadomy-mechanik. Fajnie, że utrzymywał ją w oryginalnym stanie, nie unowocześniał na siłę. Kolor bardzo praktyczny! Taki kolor wymyśliło też IBM do swoich komputerów – kurzu na tym nie widać. Wzruszająca historia. Czy M-20 to sedan czy hacz, czy co?


Ani hatchback, ani sedan – fastback. No dobra, crossover 😀

Historię już znam, właśnie z fanpage’a “Naszego Toru”. Przebiegi ~500.000 km to nic szczególnego dla Warszaw, choć po drodze konieczne są remonty silnika. Jednak poziom zaawansowania takiej “naprawy głównej” to pikuś w porównaniu do tego, co teraz trzeba remontować np. w dieslach naszpikowanych turbo o zmiennej geometrii, dwumasą itd. I koszty nie te. W nielicznych przypadkach zdarzają się przebiegi takie bez owej naprawy głównej, ale zazwyczaj wiąże to się z kilkoma warunkami:
> silnik został dobrze złożony z części do siebie pasujących (a z tym i GAZ, i FSO mieli problem – pamiętajcie, że na początku M20 w zasadzie tylko składaliśmy, minęło parę dobrych lat zanim produkcja ruszyła na miejscu);
> eksploatacja auta odbywała się w warunkach dla niego korzystnych i z wykorzystaniem dobrej jakości paliwa, olejów itd.
> właściciel interweniował ZAWSZE, gdy Warszawa dawała jakiś sygnał.
Wbrew pozorom, starsze auta dają sygnały i człowiek jest w stanie przewidzieć część awarii. Wprawne ucho wychwyci stan nienormalny i dzięki temu można usunąć przyczynę, a nie skutek.
Zdziwienie 500.000 km na blacie Wawy wynika z ogólnego rozrzutu jakościowego Żerania. Trafiają się sztuki wybitne, jak i totalne dno. Jakiś czas temu parkuję na parkingu pod pewnym marketem i z dala widzę, że jakiś gościu niezdrowo na moje auto patrzy. Pierw myślę: “wariat?”, ale po chwili podchodzi do mnie i wspomina, że też miał takiego samego, grafitowego Caro, nawet w tym samym roczniku i silniku. I wspomina, że zrobił w trasach nim 500.000 km i w międzyczasie raz tylko UPG. I w dodatku od początku jeździł na LPG. Jeździłby dalej, ale jak to bywa, silnik przeżył budę.


ZIWK Said:

HISTORIA

Dobrze, że trafiła w dobre ręce i nie stanie się “slubowozem” z białym misiem wewnątrz i silnikiem z “beczki” pod maską.


Moje okolice – powiat brzozowski, gmina Haczów, na jednym ze zdjęć samochód jedzie drogą wojewódzką 887 w miejscowości Trześniów


Qropatwa Said:

Lubiem takie historie.


radosuaf Said:

Ostatnie zdjęcie wprost stworzone na tapetę! Można takie w wyższej rozdzielczości i z bardziej dyskretnym logo?


8-VOP Said:

Jeśli to ta była w AŚ, to doskonale ją pamiętam. Piękna, oj piękna.


Cooger Said:

I to jest historia! Więcej, więcej, więcej!


Kedirak Said:

Gdzie mozna kupic zegar scienny – ale taki “Z Warszawy” jak na zdjeciach ?


Piękna historia. Naprawdę piękna.


Sneer Said:

Qrna, się żem wzruszył …


Roman Oleksy Said:

jest piękna a będzie jeszcze piękniejsza w dobrych rękach właściciela


Yossarian Said:

Świetna historia!


B4 Said:

Ja mam taki zegar – ścienny ? W takiej metalowej obudowie …. 😉


Hooligan Said:

Owszem, Warszawa byla konstrukcja na pol miliona. Nawet wiecej. Jednak pod warunkiem ze dosiadal jej pasjonat legitymujacy sie min dyplomem technikum mechanicznego. To byl woz latwy i podatny na naprawy. Sek w tym, ze trzeba je bylo przeprowadzac caly czas. gdy tak sie robilo – warszawa jezdzila i jezdzila. Pierwszy posiadacz samochodu (wlasnie Warszawy) na mojej ulicy – niezyjacy juz taksowkarz Stanislaw – obowizakowo spedzal na jej obsludze minimum pol godziny dziennie (!). Byl takim kierowca-mecanikiem wlasnie. Przy tym co tam robil codzienie przeprowadzany raz na dwa tygodnie rytual malowania spodu olejem przepalem to naprawde pikus. Owszem Warszawa jezdzila, ale tak z reka na sercu, wyonrazasz sobie takie auto w rekach kobiety jako woz do codziennej jazdy? cos jak wspolczesny Yaris? Bo ja nie za bardzo – po trzech dniachn gora tygodniu bryka by stala rozkraczona i niezdatna do jazdy. Proke tego mozna bylo zobaczyc w serialu “Doktor Ewa”, kiedy tytulowa lekarka grana przez Ewe Wisniewska kupila sobie kilkuletnia (model sedan, a serial krecono w 1970 roku) Warszawe, ktora caly czas musial jej naprawiac jakis wsiowy Gumiak, na co dzien filar miejscowego SKR


SMKA Said:

Jeśli mam być szczery, nie za bardzo wierzę w te gigantyczne przebiegi Warszawy. No, ale to w sumie żaden argument 😉


xyz_14 Said:

500 000 km Warszawą z 1958, która bazowała na technice z lat ’40 to jest wyczyn, a nie marny 1 000 000 Maybachem z 2004.


oldskul Said:

SZAKUNEC!
A nadwozie to – panowie, przecież to ni mniej ni więcej tylko czterodrzwiowe coupe “before it was cool” :)


tmmm Said:

jak uczyłem się w technikum, nauczyciel do rysunku technicznego, który pracował wcześniej w FSO, opowiadał, że licencję na produkcję Warszawy chcieli zakupić Chińczycy. Przyjechali, wybrali 4 szt. aut rozkręcili je, ale niestety z powrotem nie wyszły im 4 sztuki bo części były robione z dużą tolerancją wymiarową i trzeba było większość dopasowywać. Stąd pewnie ten rozrzut jakościowy.


Qropatwa Said:

xyz_14
Tylko zapominasz, że taki Maybach to miewał serwis tylko okresowo, a Warszawa permanentnie, jak ktoś wyżej słusznie pisze. Więc porównanie nie ma wielkiego sensu. Gdyby takiego MM serwisować równie pieczołowicie co taką WW to pewnie przejechałby z 5 milionów.


tora Said:

Roman Oleksy wydaje mi się ,że powinna taka pozostać nie remontowana super jest to że jest oryginalna.


benny_pl Said:

fajna historia, szkoda ze zle konczaca sie dla p.Eugeniusza..
jak sie o cos dba to mozna jezdzic tym w nieskonczonosc. remont kapitalny silnika S20 to raptem 1500zl wiec nie ma tragedii. ojciec kolegi pare lat temu zrobil takowy w swoim Zuku (tyle ze S21) teoretycznie mozna robic 3 remonty glowne, ale praktycznie pewnie wiecej, tylko pewnie trzeba dorabiac juz te nadwymiarowe panewki i pierscienie, ale rownie dobrze mozna wyremontowac zupelnie inny silnik pozniej… wszystko zalezy od tego jak bardzo sie chce tym jezdzic, i jak sie dba o blacharke, bo ona naprawiana juz taka dobra nie bedzie


Andziasss Said:

@Kediraku zainteresuj się zegarem z Jelcza Ogórka. Był umieszczany centralnie NA środku podszybia w osobnej obudowie jak budzik. Smart i Mini nie protestowało!

@Qropatwo, gdyby skrupulatnie serwisować MM to bańkę by kulnął w czwartym pokoleniu kierowców. Weź to rozkręć i złóż i zmierz potrzebny czas. A jeździć kiedy?

@500000 czyli remont co 150 tys. To realne przebiegi międzynsprawowe. Musiała ona stacjonować w ogrzewanym hangarku, zimą nie zamarzać i mieć dobrego pasterza.


Zyga Said:

Zaskoczony jestem jednym faktem: że Pan Eugeniusz sam ze swojej nieprzymuszonej woli chciał okazyjnie sprzedać Warszawę.
Miałem raz taki przypadek, że kupowałem Skodę 105kę od grzyba, który ujeżdżał ją od nowości 31 lat. Nawet się nie targowałem a dziad cały czas zachowywał się tak, jakbym mu wyrywał nogę. Łaska wielka, że mi sprzedaje. Nie było mowy o dodatkowych częściach w cenie (miał ich caaały garaż), bo “już je ma ogłoszone w sklepie i to nie są tanie rzeczy”.
Rok później kupiłem te części od zięcia, który porządkował garaż po śmierci grzyba….za dwie stówy.


egon Said:

Dziwi mnie, że w programie jazda nie polska na tvn turbo Ukrainiec opowiadał, że wołga gaz 21 ma za słabe zawieszenie na tamtejsze drogi… Przecież powstawała w czasach, gdy liczyło się przede wszystkim, żeby auto mogło wszędzie wjechać i jeździć po każdej drodze. Akurat w to trudno jest mi uwierzyć… To co? Nowoczesne audi są pod tym względem lepsze? Za taką wołgę trzeba tam dać z 15 tys. zł, więc szał na komunistyczne wozy ogarnął chyba nie tylko Polskę…


Bystr9y Said:

mimo że warszawa trafiła w dobre ręce jest to smutna historia… Ale miejmy nadzieję że “…jeździ w niebie swoją Warszawą po gładziutkich autostradach, a cylinderki hamulcowe nigdy mu nie ciekną”


notlauf Said:

Adamtd74: pisałem już. Na taki off-topic nie ma tu miejsca. Idź na inne portale i blogi. Nie lubię takich poglądów i uważam że są to krzywdzące bzdury.


lordessex Said:

Piękna historia. Oby takich ludzi z pasją było więcej :-D. Godne podziwu.


Adamtd74 Said:

A to przepraszam Notlaufie – już nie wtrącam. Dodam tylko, że bzdury o których wspominasz to tylko moje subiektywne poglądy jako czytelnika. I przepraszam jeszcze raz – tylko pytałem, ale Pan tu rządzi.


notlauf Said:

Nie ma za co przepraszać. Ja nikomu nie zabraniam mieć poglądów. Po prostu nie wszystkie można głosić akurat tu. Ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby sprawdzić inne blogi i strony motoryzacyjne. Dodam że dziękuję za docenienie moich starań na złomniku.


Hugo Said:

Qropatwo, a co chciałbyś w tym maybachu tak pieczołowicie serwisować? Zawory ustawiać, przerwę na stykach przerywacza, gaźnik regulować, zapłon, zwrotnice smarować,kiszkę pompować, gonić gonić.:) Tam przecież wszystko elektroniczne, hermetyczne, bezobsługowe, bla bla.


miwo Said:

Poruszające…


Aremberg Said:

Zdjęcia równie piękne co historia. Wreszcie trafiło się połączenie dobrych analogów i porządnego skanera.


benny_pl Said:

zeby tych cylinderkow co chwila nie wymieniac to trzeba wymienic plyn hamulcowy z dot3 na dot4, ale nie tylko w zbiorniczkach, ale przepompowac przez caly uklad zeby stary wylecial odpowietrznikami. dot4 w przeciwienstwie do dot3 nie jest zracy i hamulce zyja duzo dluzej


robi Said:

Aremberg Skaner akurat jest kiepski. Muszę kupić coś lepszego


v8tatra Said:

a Adamtd74
co napisał??


Zyga Said:

benny_pl, nie mylisz przypadkiem dot3 z R3 ?


No_name Said:

Heh, powracając do tematu, kiedyś często słyszałem powiedzenie, że kto dba, ten ma… i to się jak widzac sprawdza.
Szkoda, że dziś się tego nie stosuje, bo stare jest stare, niebezpieczne i trzeba wyrzucić…
Do dziś wspominam pierweszy samochód Dziadka – wiśniowa Skoda S100 Lux z 1973. Pamiętam jako dziecko, że nie wolno było się o ten samochód nawet oprzeć a nie daj Boże dotknać pokręteł nawiewu… Skoda robiła rocznie koło 6 tys. km, a w zimę stała na kołkach w garażu. Efekt był taki, że w połowie lat ’90, jak Dziadek przesiadł sie na Cinqueciento Skoda była jak z fabryki. Dostał ją Wujek i samochód zmarniał w oczach.
Pokolenie Pana Eugeniusza, czy mojego Dziadka chyba jako ostatnie potrafiło globalnie doceniać i dbać o to, co mieli…


MOA0007 Said:

Piękny wpis…Jak zawsze Notlauf pozytywnie zaskakuje:)… A tak na serio brakuje ludzi, którzy potrafią z sercem i pasją podchodzić do samochodów…Teraz nastały czasy gdzie każdy mechanior zapina z komputerem, kierowcy dzwonią po assistance(zdaję sobie sprawę z tego, że konstrukcje silników się zmieniły , weszły nowe technologie), a kiedyś … potrafili zrobić remont kapitalny silnika w swojej ciężarówce na przydrożnym parkingu, nie trzeba było im klimatyzacji, czy wspomagania do prowadenia aut….To byli prawdziwi driverzy , ludzie , których serce przeszywała miłość do motoryzacji…Potrafili sobie poradzić w najtrudniejszych warunkach bez ABS,ESP, ASR itp….A teraz w autach jest wszystko i dalej narzeka się….Historia Pana Eugeniusza to spojrzenie na człowieka, który miał dwa serca, jedno biło u niego, a drugie pod maską Warszawy … Jedno bez drugiego nie potrafiłoby istnieć: jedno nie wytrzymało…Żałuję, że nigdy na swojej drodze nie spotkałem takiego Człowieka jakim był Pan Eugeniusz, z przyjemnością posłuchałbym opowieści z tamtych czasów…czasów kiedy będąc dzieckiem z pasją patrzyłem na stary,jelcze, zis-y, ził-y itd. “budujące” rodzinne osiedle…czasów kiedy w przegubowym ikarusie, bądź starze wypadowym z napisem MILICJA jeździłem do przedszkola…czasów kiedy zapach spalin był piękniejszym niż cokolwiek na świecie…czasów gdzie nyska z literą “R” i teslą była niesamowitym widokiem…ach…dużo by wspominać…Chociaż nie wierzę w pewne byty, ale mam nadzieję, że Pan Eugeniusz nie przerwał swojej pasji i stoi gdzieś opowiadając o motoryzacji i przygodach, które przeżył za “kółkiem”…być może DO ZOBACZENIA…


RoccoXXX Said:

Niektóre zdjęcia jak ze starych prospektów Warszawy


dr_kamil Said:

Niestety (albo “stety”) samochód, który wymaga niemalże codziennego serwisu w dzisiejszych czasach nie ma racji bytu. Na utrzymanie swojego złoma w dobrej kondycji poświęcam kilka niedzielnych godzin regularnie raz na dwa tygodnie i dla większości znajomych jest to nie do pomyślenia – oni odbierają to jako “grzebanie przy aucie cały czas”. Czasy kiedy przeciętni ludzie mieli jakieś pojęcie o funkcjonowaniu otaczających ich rzeczy minęły bezpowrotnie.


radosuaf Said:

@dr_kamil:
Jeśli to lubisz, to w porządku, ale nie każdy jest mechanikiem-hobbystą… Gdybyś miał ten czas poświęcać np. na serwisowanie lodówki albo np. zbieranie śmieci, które Ci sąsiedzi nawrzucali do ogródka, to też byś był zadowolony? :)


Kazio Said:

benny_pl, Zyga. Jak się jeździ tylko na DA1 to nic nie cieknie i nic nie puchnie i nie potrzeba żadnych dotów a ni R3 :)


janusz Said:

@MOA0007: to nie była miłośc do motoryzacji tylko zwykła konieczność – jak by mieli dostep do assistance to na pewno zdecydowana większość z nich by z assistance korzystała


KIEROWCA Said:

Wieeeelki SZACUN dla Pana Eugeniusza. Po raz kolejny potwierdza się zasada, żeby mieć trzeba dbać.

MOA0007 ===masz rację!!!!!!
Mnie też denerwują tego typu głosy wyrażane co gorsza w poczytnych pismach motoryzacyjnych, że autko klasy Seicento MUSI mieć wspomaganie, czy centralny zamek a bez klimy NIE DA SIĘ JEŹDZIĆ. Jak to się nie da???
Nie wiem, ale “wychowałem się” na Syrenie 104 ==i do dzisiaj kiedy np. pomagam znajomkom przy samochodzie myślę sobie jasny gwint przecież mogli to zrobić na zdrowy chłopski rozum, jak w Skarpecie. Co to ma być? Jest to dla mnie swego rodzaju wzorzec poprzez pryzmat którego oceniam wszystkie inne pojazdy. Ergonomia była po prostu wzorowa Żaden inny wóz nie ma wszystkiego pod ręką, dokładnie tam gdzie powinno być a już te wszystkie wynalazki z szybą pod kątem 15 stopni zaczynającą się na reflektorach a kończącą nad głową to w ogóle masakra. Taki dajmy na to Grande Punto [podstawowy wóz egzaminacyjny WORD-ów] jest paskudny!!! Widoczność???? Fatalna ==podwójne słupki drzwiowe czyli ten główny dookoła przedniej szyby, małe trójkątne okienko i dopiero ramka okienna. Wielkie zagłówki. Przednia szyba dosłownie “leży” pod tak ostrym kątem, że odbija się w niej deska rozdzielcza zaś słońce daje po oczach nawet zimą wywołując efekt cieplarniany. Kiera we wspomaganiu lata sobie jakbym kręcił w powietrzu jakimś hula-hop. Zerowe wyczucie drogi [w porównaniu z Syreną]. Ja sobie w tym wozie po prostu nie mogę znaleźć miejsca!!!!!!! Tym to się dopiero nie da jeździć!!!!!! Osobiście w podróż powyżej 100 km wolałbym się wybrać Dużym Fiatem [doskonała widoczność i pozycja kierowcy]Dobrze, że chociaż biegi chodzą podobnie jak w 105 L chociaż wsteczny jest po prawej.

Inna sprawa dotyczy tego, że im mniej zabezpieczeń ma auto, tym ogólny poziom bezpieczeństwa na drogach wzrasta. To się nazywa efekt Peltzmana ===można o tym poczytać choćby tutaj: kondratczyk.motogrono.pl
Kierowca bez pasów, bez świadomości posiadania mega wzmocnionej karoserii, bez kuloodpornych szyb i pancernego zadaszenia prowadzi znacznie uważniej i ostrożniej niż gdyby siedział zabunkrowany w najnowszej bumie z 50 poduszkami powietrznymi.
To trochę tak jak z pewnym mitycznym dokumentem zwanym “prawem jazdy”. Ludzie WIERZĄ, że kierowca posiadający ów kawałek plastiku umie jeździć. Ma “papiery” na poruszanie się po drogach ===bo jakby nie miał, to by jeździł jak szalony. ALE ma – więc jeździ rozważnie.
Pozdrawiam


Andziasss Said:

@MOA: Do przedszkola starem wypadowym? Rozrabiaka z Ciebie!

@Kierowco: Ergonomia obsługi w pierwszej serii Discovery (89-93) zamiotła by niejedne poglądy na ergonomię prowadzenia auta. Lewą ręką kierujesz, migasz i trąbisz, nie odrywając jej od kierownicy. Prawą trzymasz na podłokietniku i w tej pozycji robisz resztę bez odrywania pleców od wygodnego krzesła. Łącznie z regulacją lusterek i wysokości reflektorów. Przy czym architektura tego wnętrza nie wskazuje na taką wygodę. Jest kreślona od linijki, bardzo skromna, ale funkcjonalna jak cholera. Projekt dostał British Design Award m. in. za ergonomię. Nawet kierownica jest wygodna, a słońce nie wali po oczach. Klimatyzacja jest zbędna. Musiałbyś spróbować.


atr Said:

Historia chwytająca za serducho, plus zdjęcia w wyblakłym i pastelowym klimacie Orwo.


SMKA Said:

Co do efektu Petzmana, mam spore wątpliwości czy efekt ten jest aż tak widoczny w przypadku motoryzacji. Jakoś nigdy jadąc dużym współczesnym samochodem nie myślałem że mogę sobie na więcej pozwolić niż jadąc samochodem leciwym. No i zauważmy że motocykliści (nie chcę wywoływać wojny motocykliści vs kierowcy) też jeżdżą niebezpiecznie (a przynajmniej jakaś ich część), choć raczej zdają sobie sprawę z tego że przy kolizji z samochodem mają małe szanse


Przemko Said:

Motyl Said:

benny_pl Said:

MOA0007: bardzo dobrze powiedziane!
zyga: tak chodzilo mi o r3
radosuaf: ja jak trzeba poswiecam na serwisowanie pralki, kranu, telewizora, wiezy…. chciec to moc,
janusz: niektorzy moga miec taka mozliwosc a mimo to nie chca, ja na ten przyklad zdechl bym chyba ze wstydu jak bym mial jakis “asistans” wzywac, co to sam sobie nie naprawie?! co to za roznica gdzie mnie doholuja, najwyzej po lepsze narzedzia/potrzebne czesci musial bym do domu pojechac (podstawowe narzedzia woze caly czas ze soba)

a tak wogole to rodzice mieli jeszcze lepszego znajomego – mial syrenke od nowosci, dbal o nia niesamowicie, lepiej niz o cokolwiek innego lacznie ze soba, ale kiedys mial wypadek ta syrenka na tyle powazny ze stracil przytomnosc i zabrali go do szpitala (nie pamietam z czyjej winy ale raczej nie jego). jak wyszedl i zobaczyl swoja rozbita syrenke to umarl na zawal… to dopiero prawdziwy milosnik


radosuaf Said:

@benny_pl: no właśnie – “chcieć”; nie każdy chce, np. ja wolę robić inne rzeczy :)


benny_pl Said:

ano trzeba, ze zmuszania nie ma przyjemnosci ;), czasem sie nie chce, ale jak juz sie zacznie to sie zachciewa, szczegolnie z kims jak sie dlubie :) zreszta jak sie samemu nie zrobi to nikt dobrze nie zrobi i wraz trzeba bedzie poprawiac, a co gorsza jeszcze cos podmieni albo urwie ;p


KIEROWCA Said:

@benny_pl -coś w tym jest. Napiszę z własnego doświadczenia. Jako że w pracy wykonujemy m.in. pranie tapicerki Karcherem to mam pewne rozeznanie nt. zestawu narzędzi przewożonego w pojazdach. Niestety w 95% jest to apteczka, lewarek i klucz do kół!!!! Czasami trafi się jakiś tam chiński śrubokręt nasadkowy. W razie jakiejkolwiek nawet prostej awarii właściciel takiego dajmy Golfa 4 ZMUSZONY jest rozłożyć ręce.
Podstawowy zestaw do bagażnika bez którego nie wyruszyłbym w trasę powyżej 50 km to m.in.
Młotek, klucz 10 do klem, śrubokręt płaski duży i średni może być też krzyżak, zestaw kluczy nasadkowych z grzechotką, litr oleju, butelka 2L z rozcieńczonym płynem chłodzącym, 2 świece, przewód zapłonowy, pompa paliwowa, pompka do kół, zapasowe żarówki, bezpieczniki, wentylki, szmaty, koc do położenia się pod pojazd samochodowy, pusty kanister “piątka” może być po wodzie destylowanej.
Pozdrawiam


benny_pl Said:

ja mam po prostu torbe “lekarska” z roznymi kluczami i paroma srubokretami, kombinerkami itp, szczotke druciana, czujnik zaplonu, oczywiscie olej i plyn chlodniczy (to juz nie w torbie), troche kabli, bezpiecznikow, zarowek, przekaznikow… lepiej miec za duzo niz za malo :)


janusz Said:

@benny_pl: “zdecydowana większość” vs. “niektórzy”


radosuaf Said:

@KIEROWCA:
A jak idziesz do spożywczaka to zabierasz: apteczkę, futro, kąpielówki, kilka EUR i USD, parasol, okulary przeciwsłoneczne, krem z filtrem UV, kalosze, krótkofalówkę, mapę samochodową Niemiec i butelkę odrdzewiacza? 😉
Nie popadajmy w paranoję – no chyba, że jeździsz włoskim albo francuskim – to ja bym wtedy podczepił jeszcze lawetę na wszelki wypadek :).


oldskul Said:

Radosuaf – trochę inwalidzki ten argument… idąc do rzeczonego spożywczaka, masz do dyspozycji dwie ręce i ew. plecak, które to zapełnisz w drodze powrotnej.
Jadąc autem, choćby to było Mini z butlą gazową w bagażniku, nic nie tracisz wrzucając tam skrzynkę z podstawowymi narzędziami i parę kluczowych drobiazgów. Trochę lipa zerwać gdzieś na trasie pasek klinowy i z takiego powodu mieć stop-klatkę, zamiast zakasać rękawy i w pół godziny mieć problem załatwiony + satysfakcję w bonusie.


solarzmr Said:

W dzisiejszych czasach nie ma niestety szans na taką historię. Ani żaden samochód nie wytrzyma tylu lat, ani żaden kierowca nie zwiąże się na całe życie z jednym samochodem


Leave a Reply

Subscribe Via Email

Subscribe to RSS via Email

Translate zlomnik with Google

 
oldtimery.com

Polecamy

Kontakt


Warning: implode(): Invalid arguments passed in /archiwum/wp-content/themes/magonline/footer.php on line 1